M. B.
Za
najpiękniejsze bajki – pierwsze i jedyne.
Michelle
zgarnęła z regału kieliszek pozostawiony przez Johannesa, by dwoma haustami
opróżnić jego zawartość. Oparta plecami o regał z odchyloną głową przymknęła
oczy.
Jak
nie Arian, to Johannes albo Tom… Ci faceci kiedyś wykończą ją nerwowo. Złapała
się nawet na tym, że liczyła, że Tom rzuci się na nią, jak ona miała ochotę
zrobić to na jego widok. Jeszcze tego brakowało…! Jak ją wzięło, to całą parą.
Zdając
sobie sprawę, że Tom przygląda jej się, otworzyła oczy i posłała mu spojrzenie
spod lekko pochylonego czoła. W istocie, Tom z łokciem na oparciu kanapy i z na
wpół opróżnionym kieliszkiem w wolnej ręce obserwował Michelle; na jego twarzy
odmalowywało się rozbawione zaciekawienie. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Przez
moment Michelle odniosła wrażenie, że Tom myślał o tym samym, co ona.
—
Co jest z tobą? — zapytał jednak podejrzliwie. — Nic nie mówisz. To
nienormalne.
Nienormalne?
Serce Michelle nadzwyczajnie zareagowało na owo słowo – załomotało o żebra. Tom
właśnie przyczynił się do nieodwołalnego rozwalenia jej związku i to ona
zachowywała się nienormalnie?
Między
brwiami Toma pojawiła się głęboka zmarszczka.
—
Poważnie, Michelle, co z tobą? Dlaczego na mnie nie wrzeszczysz i nie próbujesz
mnie stąd wyrzucić? — indagował, odstawiwszy opróżniony kieliszek. — Niepokoisz
mnie.
W
odpowiedzi roześmiała się szczerze i radośnie, przytulając kieliszek do piersi.
Małych, krągłych, jędrnych piersi, które – jak zauważył Tom – seksownie zarysowywały
się pod zapinanym na drobne guziki dekoltem.
—
Niepokoję? — Przewróciła oczami. Po odstawieniu kieliszka z powrotem
na półkę skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i sceptycznie spojrzała na Toma. — Przecież
nic nie robię.
Tom
spodziewał się, że Michelle nakrzyczy na niego, a następnie wyrzuci za drzwi
albo nawet przywali w łeb, i to solidnie, bo w sumie sobie zasłużył.
Zamiast
tego Michelle niedbale odgarnęła pasma ciemnobrązowych włosów z zarumienionych
policzków.
—
No właśnie. Nic nie robisz. Nic nie mówisz. Nie krzyczysz, nie złościsz się.
Nie podoba mi się to.
—
Skoro tak wolisz… — mruknęła, po czym z godnym podziwu spokojem
rzekła: — Słuchaj, Tom, nie chce mi się prowadzić z tobą idiotycznych
kłótni. Miałam dziś parszywy dzień. Mało z Johannesem dzisiaj nie
zginęliśmy. Jeden świr próbował nas dzisiaj zepchnąć z jezdni albo od razu
zabić, sama nie wiem.
Wciągnięte
ze świstem powietrze zapaliło go w płucach. Odchrząknął, ale nie powiedział
nic, bojąc się, że zdaje sobie sprawę, do czego – czy raczej
kogo – zmierza Michelle.
—
Jeżeli to wciąż niewiele wrażeń, dodam jeszcze, że owym świrem był Arian. To chyba
nic zaskakującego?
W
Tomie wezbrała dzika furia. Tępy gniew, ślepa nienawiść, która dosłownie
wybuchła w klatce piersiowej i rozlała się po całym ciele aż po czubki palców
dłoni zaciśniętych w pięści. Nogi niemal samoistnie poderwały go do pionu. Twarz
wykrzywił mu grymas wściekłości; dotąd spokojna twarz zmieniła się nie do poznania – nagle
sroga, zacięta, naznaczona zmarszczkami między brwiami.
—
No to sobie pogadam w cztery oczy z bydlakiem — wycedził przez zaciśnięte
zęby. — Widocznie łagodna siła perswazji do niego nie dociera.
Michelle
natychmiast pożałowała, że opowiedziała o Arianie.
—
I co mu powiesz? Lepiej, żeby zajęła się nim policja.
—
Masz rację. Od razu obiję mu mordę.
W
następnej sekundzie z dłońmi opartymi na torsie Toma starała się go zatrzymać.
Gdyby wyszedł, na pewno zrobiłby jakieś głupstwo. Spojrzała na niego z dołu.
Wyglądał na zdeterminowanego.
— Tom,
proszę, przestań!
Niespodziewanie
nawet dla samej siebie Michelle przylgnęła do niego, wspinając się na palce i
obejmując męski kark, by nie pozwolić mu odsunąć się choćby na milimetr. Bez zawahania
pocałowała Toma. Lekko spierzchnięte, smakujące winem usta na jej wargach,
które zachłannie się z nimi zetknęły, były niczym słodko-gorzka obietnica
spełnienia. Męskie ręce objęły smukłe ciało, a dłonie oparły na talii. Wtedy
wraz z silnymi ramionami ogarnęło Michelle poczucie bezpieczeństwa, jak gdyby
Tom mógł obronić ją przed całym złem.
Rozsądek
rozpłynął się w powietrzu, kiedy przez Michelle przepłynęła fala pożądania. Pragnęła
już tylko czuć, bo to było przyjemne. Naprawdę niesamowicie
przyjemne – jak wtedy, gdy ich dłonie i usta grzeszyły po raz
pierwszy. Odchyliła się lekko, by spojrzeć na Toma i obdarować go półuśmiechem.
Sprawa
Ariana nagle odsunęła się na dalszy plan. Toma kusiło mocniej niż którymkolwiek
razem wcześniej, żeby zrobić kolejny krok i zanurzyć się w Michelle, spędzić z
nią noc w łóżku. Pozwolił jej zsunąć sobie z pleców bluzę i odrzucić ją na
kanapę.
Zanim
zawędrowali do drugiego pokoju, gdzie Tom nogą zatrzasnął drzwi, Michelle zdążyła
ściągnąć bluzkę.
—
Mogłabyś częściej tak milczeć — mruknął zadowolony z korzystnego
obrotu sprawy Tom.
—
Nie gadaj tyle. Nie musimy rozmawiać. Seks to nie słowa. — Kobiecy
głos zabrzmiał pociągająco i seksownie, a przynajmniej tak wydało się Tomowi,
kiedy Michelle pomogła mu pozbyć się koszulki. Uniósł brew, nie do końca
wierząc w tę nagłą zmianę Michelle. Utkwione w nim, jej rozognione spojrzenie wyjątkowo
nie wyrażało niepewności.
Kiedy
oboje byli już prawie nadzy, oddychając nieznacznie szybciej od narastającego
podniecenia, Michelle popchnęła Toma na łóżko, usiadła na nim okrakiem i wpiła
się w wargi z całą mocą nagromadzonych emocji. Poczuł ucisk damskich bioder
przy swoich; chwycił za zgrabną, teraz osnutą tylko materiałem bielizny, pupę,
a gdy Michelle otarła się o niego prowokacyjnie, uznał tę pozycję za niesamowicie
podniecającą. Ledwie rozświetlony półmrok wzmacniał cielesne doznania, dodając
im intymności. Dłonie Toma przesunęły się w górę pleców do haftek biustonosza,
by je rozpiąć. Michelle westchnęła, gdy Tom ujął pierś, która wydostała się
spod stanika, i musnął ją ustami; kolczyk w wardze przyjemnie podrażnił sutek.
— Tylko mnie teraz pokochaj, Tom. Kochaj
mnie mocno — wyszeptała, pochylając się nad nim. Kilka niesfornych
kosmyków załaskotało go w ramię.
Z
bezwstydnym uśmiechem przekręcił się tak, żeby Michelle znajdowała się pod nim.
Na
ułamek sekundy zamarł w niej oddech, a biodra uniosły się pod dyktando męskich
dłoni.
—
Tylko tyle?
—
Tak, tylko tyle.
Więc
uczynił dokładnie to, o co go poprosiła.
Kochali
się tak, jak tego pragnęli. Tak, jak gdyby miało się to więcej nie powtórzyć,
jak gdyby nie robili tego nigdy wcześniej… Tak, jakby kochali siebie. Całowali
się, dotykali, pieścili. Przyjemność wyzwalała półuśmiechy, a w pewnym momencie
– kiedy Tom jawnie zdziwił się i równocześnie zachwycił gibkością ciała
Michelle – eksplodowała wybuchem śmiechu. Tom nigdy nie kochał się z żadną
kobietą, jednocześnie śmiejąc się, zaś dla niej stanowiło to niesamowite
przeżycie.
Michelle
straciła świadomość, a świat wokół niemal zniknął – docierał do niej
tylko przyspieszony oddech Toma, tonęła w nim cała. Lekko zamglonym wzrokiem
spoglądała mu prosto w oczy, kiedy jej ciało wygięło się w łuk, napierając na
niego. Dopiero fala gorących dreszczy, która przeszła przez Toma, wypchnęła Michelle
na powierzchnię rzeczywistości. Jak po kąpieli we wzburzonym morzu.
Zdyszani,
zarumienieni i spoceni padli na łóżko, a pulsujące w obu ciałach podniecenie
uchodziło wraz z wyrównującymi się oddechami. Michelle powoli dotykała
warkoczyków, męskich policzków, brody i wyrzeźbionego torsu, chcąc przekonać
się, że Tom rzeczywiście leżał obok niej i po raz pierwszy bez zawahania dała
się ponieść chwili. Ręka Toma, która niby przypadkiem zawędrowała na jej udo i
delikatnie zaczęła je głaskać po wewnętrznej stronie, zadziałała na Michelle
elektryzująco, jak lekkie porażenie prądem. Leniwe, niewinne pieszczoty znów
powoli kradły rozsądek i świadomość.
—
Zostaniesz na noc? — spytała, przysunąwszy się wystarczająco blisko Toma, by
zniżyć głos do ledwo słyszalnego szeptu.
—
Mogę — odparł powoli zachrypniętym tonem, przesuwając twardymi opuszkami palców
od uda do płaskiego brzucha i zataczając kółko wokół pępka. — Ale
palcem cię nie tknę. Miałem tylko jedną prezerwatywę. Nie byłem przygotowany na
seks — dodał, a w jego głosie można było wyczuć rozbawienie.
Michelle
nie wytrzymała i ponownie wybuchnęła śmiechem. Nie zamierzała wyznać tego na
głos, jednak żałowała, że nie posiadał ich więcej.
Dzisiaj
nie mógłby wyjść, jak robił to w hotelowych pokojach, i nie chciał. Nie z
Michelle. Znał ją, a im więcej czasu z nią przebywał, tym bardziej zwracał
uwagę na jej wygląd i zaczynały podobać mu się jej niezbyt obfite, za to
całkowicie proporcjonalne kształty, jedwabista skora, miękki
zapach – i to zmieniało niemal wszystko. Zwłaszcza, kiedy zobaczył,
że może z tego korzystać inny mężczyzna. Więc został.
Tom zbliżył się. Michelle wyczuła ciężkie
kroki za swoimi plecami, kiedy przykucnęła, by odłożyć umyte po kolacji talerze
do dolnej szafki. Teraz, kiedy siłą rzeczy zmuszeni byli rozstać się z
namiętnością, czuła się jak huśtawka popychana przez wiatr – dopadły
ją problemy z emocjonalną równowagą.
Zamknąwszy szafeczkę, wstała i
odwróciła się przodem do Toma ze świadomością, że jeżeli znów się do niej
zbytnio zbliży – nie potrafiłaby się powstrzymać. Nagi tors i
umięśnione ramiona pochyliły się ku niej, poniekąd zachęcająco. Sprzeczność
oraz rozchwianie to chyba jej specjalność.
— Muszę wziąć prysznic — rzuciła od
niechcenia. — Idę jutro do pracy, a jestem cała przepocona.
— Wykąpmy się razem — zaproponował
z rozbrajającym uśmiechem, któremu Michelle po prostu nie potrafiła się oprzeć.
Litości, co ten mężczyzna z nią wyprawiał!
— Chyba nie zmieścimy się we
dwójkę.
— Zmieścimy, jeśli będziemy — objął
Michelle i mocno przyparł do siebie — bardzo blisko.
Rozbieżności część dalsza. Słodki
uśmiech i niewinne spojrzenie zawsze sprawdzały się w podobnych sytuacjach. Nie
inaczej było tym razem.
— Wydaje mi się — zaczął
rozbawionym tonem, dostrzegłszy rumieniec na policzkach Michelle — że pociągam
cię bardziej, niż jesteś gotowa przyznać.
— Nie jesteś jedynym
przystojniakiem na świecie, Tom. — Szturchnąwszy go na poły żartobliwie,
wysunęła się z objęć.
Kwadrans później nadal pochłaniało
ich przekomarzanie się, tyle że pod prysznicem.
— Kolacja, kąpiel, siusiu, paciorek
i spać? — wyrecytował Tom, co rozśmieszyło Michelle.
Tom
pod kołdrą przysunął się do Michelle, a ona poczuła, jak serce nadzwyczajnie
reaguje na ciepłe, umięśnione ciało. Pachniał inaczej niż zwykle – jej owocowym
żelem pod prysznic.
—
A bajka? Wieczorny rytuał nie liczy się bez bajki — dodała poważnie,
podejmując grę Toma. — Możesz opowiedzieć mi jakąś, byle ładną.
—
Może ty mi opowiesz? — zaproponował. Schował dłonie Michelle w swoich; jak
zwykle miała chłodne ręce.
—
Ty zacząłeś, ty opowiadasz.
Przymykając
oczy, żeby nie raziło ją światło lampeczki z drugiej strony łóżka, wygodniej
ułożyła głowę na ramieniu Toma. Wyczuła, jak jego klatka piersiowa unosi się w
głębokim oddechu.
—
No dobra, jak zaczyna się bajki?
—
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma
lasami… — podpowiedziała, uchylając jedną powiekę.
—
Tak, właśnie tam, kiedy po ziemi stąpały jeszcze mityczne potwory: smoki,
trolle, hefalumpy i inne pokemony, żyła sobie piękna królewna. Miała wspaniały
zamek i poddanych, którzy ją uwielbiali. Zajadała się rarytasami, pławiła w
luksusie, służba była na każde jej skinienie. Lubiła to wszystko, ale to
poddani dawali jej największe szczęście. Spotykała się z nimi codziennie, bo
dbała o nich i kochała ich. Wieczorami stawała w oknie swojej komnaty i
patrzyła, jak ludzie spotykają się, jak dwór tętni życiem, jak wszyscy wracają
do domów. W tych momentach czuła się najbardziej osamotniona. Jej wierny
kamerdyner postanowił coś z tym zrobić, bo tak jak inni mieszkańcy królestwa
kochał królewnę. Opowiedział o tym królowi. Obaj wiedzieli, że królewna od
dawna odrzuca zaloty jednego z najmężniejszych, nadwornych rycerzy i za nic nie
zechce wyjść za niego za mąż, więc potajemnie zorganizowali bal… E, nie.
Kamerdyner razem z królem ogłosili casting. Postanowili znaleźć królewicza
godnego królewny z bajki. Sama królewna dowiedziała się o tym w ostatniej
chwili, gdy wszyscy kandydaci przybyli do królestwa. Nie była przekonana do
tego pomysłu, ale stwierdziła, że raz się żyje, co szkodzi spróbować. Tak więc
rozpoczął się casting. Ku rozpaczy króla i kamerdynera królewna okazała się
wybredna! Jeden królewicz był za gruby, drugi za niski, trzeci nie potrafił
władać mieczem, jeszcze inny był za wysoki, a kolejny źle ubrany. W końcu
został ostatni kandydat. Spodobał się królewnie, choć był według niej niedostatecznie
królewski. Poza tym zachowywał się, jakby przybył do królestwa pod przymusem.
Królewna nie wiedziała, co z nim począć. Po długich namysłach odrzuciła i tego
kandydata. I tak w samotności minął jej tydzień, miesiąc, rok, kolejne lata…
Król zginął na wojnie, a królewna zgorzkniała, więc nawet rycerz przestał się
do niej zalecać. W międzyczasie wierny kamerdyner zmarł. Królewna postanowiła
poszukać sobie nowego pomocnika. Zorganizowała casting, na którym pojawił się
tylko jeden kandydat. Zbyt gadatliwy i za mało skromny jak na kamerdynera, ale
królewna nie mając innego wyboru, zatrudniła go. Po kilku tygodniach wzorowej
służby nowy kamerdyner zbliżył się do królewny, która zaczęła traktować go jak
przyjaciela. Zdradzała mu swoje troski, zabierała na spotkania z poddanymi…
Pewnego dnia kamerdyner zdobył się na odwagę i zapytał królewnę: „Jaśnie pani
nadal mnie nie poznaje? To ja! Ostatni kandydat na królewicza z bajki!
Odrzuciła mnie królewna całkiem bez powodu.”. Królewna zrozumiała swój błąd:
była nieświadoma, naiwna i oślepiona pustką, którą zostawili po swoim odejściu
król i stary kamerdyner. Królewicz wyznał królewnie, dlaczego zachowywał się
dziwnie podczas ich pierwszego spotkania: był oczarowany jej urodą i gracją i
zdziwiony, że odrzuciła tylu dobrych kandydatów. Powrócił pod przebraniem, bo
nadal był zakochany w królewnie, ale bał się, że znowu go odrzuci. Królewna
pomyślała o wszystkich rzeczach, które przeżywała w samotności, o wojnie, która
zabrała jej ojca, o kamerdynerze, który służył jej niemal do ostatniego tchu, o
królestwie, którym musiała władać sama i… — zmęczony mówieniem Tom
nabrał powietrza — zgodziła się zostać żoną królewicza. Nie żyli może
najdłużej, ale z pewnością byli najszczęśliwszą parą w obu królestwach. Morał z
tej bajki każdy mógłby wyciągnąć inny, ale jeden jest słuszny: zawsze, nim
podejmiesz ważną decyzję, warto wziąć zimny prysznic i przemyśleć sprawę kilka
razy. Zwłaszcza jeśli chodzi o ślub z królewiczem. Koniec. — Tom
westchnął cicho, z zadowoleniem stwierdzając, że dłonie Michelle są już
ciepłe. Zerknął na nią z ukosa. — I jak?
Otworzyła
usta, ale zabrakło jej słów. Przyjrzała się Tomowi spod na wpół przymkniętych
powiek, wyłapując jego wzrok. Oczy mu błyszczały, nie potrafiła jednak zgadnąć,
czy z rozbawienia, czy z ciekawości. Rozszyfrowanie wyrazu twarzy Toma okazało
się równie trudne i bezowocne: szeroko otwarte oczy wpatrywały się w nią
natarczywie, miarowy oddech ślizgał się między nieznacznie rozchylonymi ustami,
z których na moment Tom wysunął język i trącił jego końcem kolczyk w dolnej
wardze; w sposób, jaki potrafił robić to wyłącznie on. Na ten widok Michelle
siłą woli zignorowała dziwne, nieokreślone ssanie w okolicy żołądku.
—
Aż tak źle? — mruknął, błędnie odczytując milczenie Michelle.
—
Nie, tylko…
—
No wiem, że narracja nieciekawa i słaba fabuła, ale improwizowałem.
—
To była bardzo ładna bajka, Tom.
—
Coś z niej wywnioskowałaś?
—
A co powinnam?
—
To zależy od ciebie. Widzisz, bajka jest jak walizka z podwójnym dnem – na wierzchu jest błaha historyjka, a na drugim
dnie prawdziwy sens, czasem jakiś morał. Jest jeszcze płyta oddzielająca dna –
to taki mały podtekst. Trzeba czytać między wierszami. Chwytasz?
Uwolniła
dłonie i wbiła wzrok w Toma, uniósłszy się na łokciu. Jeżeli bajka stanowiła
„mały podtekst”, Michelle wolała w takim razie nie zastanawiać się nad
znaczeniem pojedynczych symboli. Nawiedziły ją głupie myśli, wydające się zupełnie
nie pasować. A może jednak Tom wcale nie miał niczego na myśli? Może wolał ją
znowu trochę podrażnić?
—
Tom, do czego ta bajka była odniesieniem? — Zagrała w otwarte karty.
—
Nie chcę niczego ci podsuwać, ale chętnie usłyszałabym twoją wersję. —
Podniósłszy głowę z poduszki, oparł się o ścianę.
—
Może postawmy sprawę jasno. Powiedz mi, dlaczego chciałeś, żebym coś w tej
bajce zobaczyła.
—
Hm… Jakby ci to powiedzieć…
—
Po prostu powiedz prawdę.
—
Obawiam się, że prawda jest mało logiczna.
Bo
i jak po prostu miał przyznać przed
kimkolwiek, że ta drobna, naiwna kobieta, nie potrafiąca uwolnić się od byłego
partnera, nieświadomie stała się dla niego kimś ważnym?
Żaden
z niego królewicz – nie potrafiłby nawet zadowolić się trzymaniem za rączki,
patrzeniem sobie wzajemnie w oczy ani nic z równie pseudoromantycznych bzdur. A
królewna? Może była tylko chwilowym urojeniem, niczym Dulcynea dla Don Kichota.
—
Tom…
—
W porządku, ale nie przerywaj, bo więcej tego nie powtórzę. — Dodany do
wypowiedzi cwany półuśmiech w rzeczywistości stanowił próbę emocjonalnego
wycofania się z rozmowy. Rozum musiał przekonać serce o obojętności, bo Tom nie
do końca wierzył nawet samemu sobie. — Z początku naprawdę chciałem
ci pomóc, bo widziałem, jak ci ciężko, a potem sam wszystko schrzaniłem.
Musiałem odzyskać twoje zaufanie. Kiedy je odzyskałem, zaczęło mi zależeć,
żebyś mogła żyć bez cienia Ariana za sobą i… żebyś była szczęśliwa. Ale nie z
jakimś tam Johannesem. Nie trawię tego gościa. Dobrze, że
się go pozbyłem. —
Tom przełknął ślinę; Michelle dostrzegła poruszenie się grdyki. — Teraz sam już
nie wiem, jak to między nami jest i czy jest coś więcej niż wyłącznie
przyjacielska pomoc.
—
Cóż… — zaczęła ostrożnie, starając się zebrać myśli. Tom naprawdę powiedział
to, co usłyszała? — Przynajmniej wiem już, dlaczego byłeś chamski w
stosunku do Johannesa. Nie mam niestety pojęcia, czego ode mnie oczekujesz.
—
Co, ja? Niczego. — Wzruszył ramionami.
To,
co irytowało Michelle w Tomie, jednocześnie przyciągało ją jak magnes o
przeciwnym biegunie. Nie miała już wątpliwości co do jednego: Tom robił to
wszystko specjalnie! Żeby zamącić jej w głowie i żeby osiągnąć… właściwie co?
—
I tylko to chciałeś mi powiedzieć? — upewniła się.
—
A co, liczysz na coś więcej?
Spojrzenie
ciemnobrązowych oczu stało się głębokie i jeszcze bardziej intensywne, Michelle
odczuła je niemal jak realny dotyk. Buchnęło w nią gorąco, a policzki znowu
oblały się szkarłatem. Jak daleko mogą zabrnąć w jedną noc?
—
Bo, szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, co powinienem robić, a czego nie, żeby
znowu wszystkiego nie schrzanić.
—
A co w takim razie wiesz, Tom?
—
Że nie jesteś już wyłącznie przyzwyczajeniem.
Owe
słowa były niczym światło pośród ciemności niedopowiedzeń.
Jednak
wszędzie, gdzie pojawia się światło, jest również i cień.
O jaaa! Jak się cieszę, że zrezygnowałam dzisiaj z nauki i weszłam na Vergib mir xD
OdpowiedzUsuńNormalnie... jestem zachwycona. Aż mi brakuje słów. Ja nie wiem, jak ty to robisz, że te sceny, gdy oni są ze sobą blisko, zawsze wychodzą Ci niesamowicie.
Mam nadzieję, że teraz to już zawsze będą ze sobą :) To było takie... a co mi tam, niech badzie "słodkie" :) To całe przyznanie się do winy (mówię o tej ostatniej scenie, bajce i rozmowie). Swoją drogą, bardzo przypadło mi do gustu, że nie padło od razu jakieś głębokie "kocham cię" (jak to często bywa) tylko niezbyt proste wyjaśnienie, że jednak coś jest na rzeczy, ale "nie do końca sam wiem co".
Okej, ten komentarz może być niesamowicie pokręcony, ale musisz mi to wybaczyć. Od tygodni nic nie czytałam, nie licząc notatek z wykładów, i szczerze? Zaczynam się zastanawiać, czy nie ześwirowałam.
Pozdrawiam i czekam na kolejna część.
To by było zbyt proste, gdyby zaraz jednak wybuchła między nimi miłość forever i normalnie high life. Nie będę ukrywała, że obawiam się wyznania typu „kocham cię”, chociaż kiedyś te słowa będą musiały się pojawić – nie bez powodu piszę ckliwe historyjki o uczuciach. Ten odcinek to pierwszy krok do przodu i cieszę się, że wygląda to w miarę sensownie.
UsuńOwocnej nauki i powodzenia na egzaminach! :)
No ładnie. Takie niedopowiedzenia są bardzo złe, bo tak naprawdę nigdy nie można mieć pewności, że się dobrze sobie samemu dopowiedziało xD.
OdpowiedzUsuńCieszę się że ta część jest tylko o mojej ulubionej parce <3 I w ogóle mam wrażenie, że różni się od innych. Jest chyba więcej dialogów, mniej opisów, a jeśli już są to bardziej ubogie, co nie? No i ta bajka... ładna :D dopiero później zorientowałam się do czego dąży Tom :)
Znalazłam błędy:
"jesteś gotów przyznać" - chyba jesteś 'gotowa'
"Podniósłszy głowę z poduszki, oparł się o ścianę. się na poduszkach i oparł się o ścianę." - sama chyba widzisz błąd :)
Prawda – mniej opisów, więcej dialogów. Tylko nie waż się narzekać! xD Zawsze mówiłaś, że za dużo nudnych opisów, teraz ukróciłam je do niezbędnego minimum. Widocznie nie umiem znaleźć złotego środka.
UsuńMnie również podoba się bajka, ze względów, powiedzmy, sentymentalnych, ale to dłuższa historia ^^ W każdym razie bajka to tak naprawdę wynik mojej dobrej pamięci do zbędnych rzeczy, zaś cała reszta – owoc ostatnich upałów xD Ciekawi mnie, czy z tym dążeniem Toma doszłaś do takich wniosków, jakie chciałam tu ukazać.
No i dziękuję za wskazanie błędów. Tak to jest, jak się poprawia i dopisuje niektóre rzeczy tuż przed opublikowaniem (coś jak żółta żaróweczka nad głową). W sekrecie powiem Ci, że przy okazji ponownego przejrzenia znalazłam ich jeszcze kilka. Coraz gorzej ze mną ^^”
Myślę, że doszłam do prawidłowych wniosków :) Nie wiem czy miałaś jeszcze jakieś ukryte dno, ale ten jeden wniosek nasuwał się od razu po rozmowie Toma z M. :D A co do błędów: ja znalazłam tylko te dwa, nie wiem, jak ty znajdujesz jeszcze więcej :D
UsuńŻadnych innych ukrytych den :)
UsuńA więcej błędów znaleźć jest baaardzo łatwo, wystarczy poszukać, np. interpunkcyjnych zawsze pojawia się multum.
nie wiem co napisać, serio, brak słow, oczywiscie w pozytywnym sensie.
OdpowiedzUsuń''— A co w takim razie wiesz, Tom?
— Że nie jesteś już wyłącznie przyzwyczajeniem.'' - mój ulubiony fragment ;)
A co do bajki, świetna , normalnie przed oczami wyobrażałam sobie Pana T. jak opowiada.
Wspaniale piszesz, pisze to za każdy raz , gdy komentuje, ale taka jest prawda.
Nie mogę się doczekac kolejnego postu.
Pozdrawiam ;)
P.S Porzedni szablon bardzo mi się podobał, ale ten jest jeszcze lepszy.
M.
O, nie spodziewałam się, że akurat ten fragment można uznać za w jakiś sposób wyróżniający się na tle odcinka. W sumie to dobrze wiedzieć ^^
UsuńMnie w szablonie nieco irytuje jednostajna kolorystyka, więc pewnie zbyt długo tu nie pobędzie, ale ważne, że innym się podoba.
I oczywiście bardzo dziękuję :)
Aż nie wiem, co napisać. Odcinek zachwycił mnie w każdym calu!
OdpowiedzUsuńMoże według Ciebie nie jest idealny, ja wiem masz wobec siebie duże wymagania, ale takie zbliżenia Toma i Michelle są dla czytelnika czymś, co chłonie jak gąbka i jest zadowolony i usatysfakcjonowany :) Czekam na część kolejną i pozdrawiam! :)
*rumieni się*
UsuńJeszcze trochę i zamiast z powodu upałów, będę topiła się od nadmiaru komplementów ^^ W każdym razie cieszę się, że Tom i Michelle w jednym zestawieniu zostali pozytywnie odebrani. Taki w sumie był cel.
Mam nadzieję, że nie zawiodę Cię następną częścią, dziękuję i również pozdrawiam :)
Kiedyś, kiedyś mówiłam Ci, że masz świetny szablon. ^^ Jeden z lepszych, jakie zrobiłaś no i tekst mojej ulubionej piosenki. : )
OdpowiedzUsuńZdziwiła mnie trochę długość, bo spodziewałam się opisów w Twoim stylu, ale ten minimalizm był totalnie przekonujący, a scena seksu wyszła zgrabnie i elektryzująco. ^^ No i bajeczka, jak wiesz, mi się spodobała już dawno i czekam na więcej Toma z Mich i cień. ;>
Myślałam, że za świetne uważasz tylko szablony z Tomem :P
UsuńO co chodzi z tymi opisami? Fakt, mniej ich, nie są tak dokładne i rozbudowane jak zazwyczaj, ale wciąż są i to nadal w moim stylu xD Skoro jednak według Ciebie odcinek niewiele przez to stracił na jakości, to kamień z serca ^^
Coś nie mam weny na komentarz, a wypada zostawić po sobie ślad. Strasznie przyjemnie czytało się ten odcinek. I dobrze, że na drodze T. i M. nie stoi już Jo. Jeszcze tylko trzeba się pozbyć Ariana.
OdpowiedzUsuńWENY, WEEEEEENY!
Viii.
Ciężko zawsze pisać długie komentarze, to normalne, zwłaszcza przy treści takiej, jak powyższy odcinek.
UsuńDo luftu z taką weną, która odzywa się do mnie w środku nocy i za bardzo padam na ryj, żeby spisać do Worda to, co kotłuje mi się w móżdżku.
29 się pisze? uhuhuhu <3 nawet nie wiesz, jak w pewnych momentach się cieszę, że jesteś i że piszesz.
OdpowiedzUsuńVii.
Nie chcę Cię rozczarować, ale pisze się bardzo opornie, a ostatnimi dniami w ogóle.
UsuńUroki szkoleń, pracy i dojazdów _._
Ale wciąż jestem i piszę, choć nie wiem, kiedy opublikuję 29.
W ogóle to udanych wakacji, nie? :D
będę trzymała kciuki za ciebie jutro ;*!
OdpowiedzUsuńVi.
Coś za słabo trzymałaś albo o nieodpowiedniej porze, bo się nie dostałam, niestety. No, ja i w sumie jakieś 60% reszty ludzi... No ale nic. Jeden pozytyw jest taki, że już po wszystkim się okazało, że w dupie mają czas kandydatów. Ponad godzinę czekaliśmy na głupi podpis na kartach pracy, które mieliśmy oddać do agencji pracy. Jaja sobie z ludzi robią czy coś, ja nie wiem... W poniedziałek o 8 mam kolejną rozmowę o pracę, więc jak chcesz, to możesz trzymać kciuki znowu :)
UsuńNo i dzięki, choć jak widać - nawet życzenie "powodzenia" nie pomaga :<
oj. nie zawsze wszystko udaje się od razu, grunt, to nie stracić wiary. będę w poniedziałek wspierała cię mentalnie.
UsuńVi.
Tym razem chyba bardziej się postarałaś - już tydzień za mną i jeszcze nie podziękowali mi za współpracę :D
UsuńCo nie zmienia faktu, że telemarketing to jakiś shit.
Szablon mnie zaintrygował i stwierdziłam, że muszę zostać na dłużej. Przeczytałam najnowszą notkę i cóż mogę powiedzieć, zabieram się do czytania wszystkiego od początku. Mam nadzieję, że nim skończę, opublikujesz coś nowego :). Podobało mi się, jak zbudowałaś relację Toma i Michelle w tym poście, sądzę, że poprzednie nie mogą być gorsze. Trzymam kciuki, żeby wena Cię nie opuszczała!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ojej, dziękuję za komentarz!
UsuńMiło mi, że ta notka spodobała Ci się na tyle, że aż masz zamiar zajrzeć do poprzednich. Mam nadzieję, że się za bardzo nie zawiedziesz.
Jeżeli nie czytasz baaardzo powoli z dłuuugimi przerwami, to może coś opublikuję.
Za życzenia weny nie dziękuję, żeby nie zapeszyć ;)
Również pozdrawiam.
Ej! Nie pozwalam ci myśleć, że nawalasz! Chyba każdy rozumie, i Ty też, że wkraczanie w dorosłość łączy się z pewnymi obowiązkami. Dopiero potem czas na resztę rzeczy. I tak każdy, kto czyta Vergib Mir, powinien być Ci wdzięczny, że tworzysz coś tak wspaniałego i poświęcasz na to swój czas. Ja tu wchodzę średnio co kilka dni, trzymam kciuki i wierzę, że na 29 przyjdzie odpowiedni czas ; )
OdpowiedzUsuńWięc głowa do góry, nie smucimy się!
Viii.
Uch, przynajmniej ktoś próbuje mnie pocieszyć, to miła odmiana. Dziwnie mi nawet o.O
UsuńChciałabym móc powiedzieć, że to przez obowiązki, ale prawda jest taka, że przez wyczerpującą psychicznie pracę zwyczajnie nic mi się nie chce. Jakby tego było mało od dwóch tygodni nawala mi gardło i ciągle prycham, kaszlę, rzężę i skrzeczę, żeby było weselej.
Głowa jest już w górze. Długo mam ją tak trzymać? Kark mnie rozboli xD
Dziękuję, tak w ogóle. Podniosłaś mnie na duchu <3