tekst

19 maja

Moje życie jest kompletnie pokręcone.

4 grudnia 2013

29. I trwaj, i bądź...



Wszędzie, gdzie pojawia się światło, jest również i cień.

Chociaż był środek nocy, to w świetle latarń po osiedlowym chodniku przemykał cień ludzkiej sylwetki, co kilka sekund niknąc w mroku, aż w końcu zlał się z ciemnością klatki schodowej kilkupiętrowego bloku.
Dwa dni. Zaledwie, a może aż dwa dni – tyle czasu minęło od ostatniej wizyty Ariana tutaj. Dziś wrócił, zupełnie jak gdyby znajdował się na orbicie, na której oddziaływało szczególne przyciąganie silniejsze od grawitacji. Arianem nie kierowało już zwyczajne pragnienie zemsty. Teraz zdominowało go nowe uczucie – niewytłumaczalne, natrętnie tkwiące w głowie. To samo, które kazało mu ścigać tę cholerną Hondę. Michelle, Michelle, Michelle… Suka! To wszystko jej wina. Nie pozostawiała mu innego wyboru. Arian nie tylko nie mógł znieść myśli, że odeszła, ale że należała do kogoś innego. Jego Michelle. Dał jej szansę powrotu, z której nie skorzystała; musiała zapłacić za błędy.
Wiedział, że Michelle będzie w domu jak zwykle sama; nieświadoma własnej bezbronności, skazana na jego łaskę.
Arian prześlizgnął się między piętrami niczym kot – zwinnie i bez hałasowania. Zapukał głośno w drzwi do mieszkania Michelle. Raz, a potem drugi.
I stało się. Kuchenne światło padało na korytarz, kiedy cholerne drzwi otworzyły się przed Arianem. Z rozczochranymi włosami, w kusej piżamce, rozleniwiona, zaspana Michelle wyglądała pięknie. Przez ułamek sekundy Arian niemal pożałował, że będzie musiała tak marnie skończyć.
Głos uwiązł Michelle w gardle. Ledwo udało jej się chwycić oddech, tym bardziej nie zdołałaby krzyknąć ani zatrzasnąć drzwi, bo w tym samym momencie pchnięta bezlitosną, brutalną siłą wpadła plecami na ścianę. Zanim zdążyła choćby pisnąć, nozdrza zaatakował ostry zapach potu, gdy Arian dłonią zatkał jej usta, a wolną ręką chwycił nadgarstki w żelazny uścisk.
W pierwszym automatycznym odruchu Michelle spróbowała się wyrwać, ale nadaremno – szamotanina nawet nie wchodziła w grę; Arian za mocno ją trzymał. Przerażenie i gniew w szybkim tempie przepłynęły przez ciało Michelle wraz z płytkim, nierównomiernym oddechem. Odruch wymiotny ścisnął żołądek i gardło. Myśl, Michelle, myśl! Jej wzrok spoczął na drzwiach, za którymi spokojnie spał Tom. Musiała jakoś zadziałać. Jakkolwiek.
— Michelle, Michelle… Spokojnie. Coś taka spięta? — Zacmokał z dezaprobatą, zacieśniając chwyt, kiedy Michelle napięła mięśnie i szarpnęła rękoma. — Nie rozumiesz, że to bez sensu? Lepiej porozmawiajmy.
Zamarła. Wyprany z emocji ton lekko przeciągający sylaby przyprawił Michelle o dreszcz. Wparła się w ścianę, jakby ta mogła zapewnić schronienie. Odrętwiałe nogi ugięły się pod Michelle. Lodowate, groźne spojrzenie Ariana było dokładnie takie samo jak wtedy, gdy przypadkiem spotkała go w sklepie. Wtedy jednak udało jej się uciec.
— Widzisz, piękna, i tak cię mam. — Oblizał wykrzywione w uśmiechu usta; niemal lubieżny ruch wydał się Michelle obrzydliwy, odrzucający. Arian rozkoszował się jej strachem, a kiedy kobiece ciało zwiotczało, ogarnął go niesmak pomieszany z ekscytacją. — Co ty sobie myślałaś? Że zostawię cię w spokoju? Pozwolę zabawiać się na boku? Po wszystkim, co dla ciebie zrobiłem, tak mi się odpłacasz? Za grosz w tobie wdzięczności.
Z jej spojrzenia wywnioskował nieme pytanie: Wdzięczna? Tobie? Za co?.
— Za to, że dzisiaj nie skasowałem ciebie i twojego kochasia. I za kolczyki, rzecz jasna.
Spod dłoni Ariana wydobył się niewyraźny pomruk pełen słusznego gniewu, nienawiści i strachu.
Nogi Michelle w końcu poddały się rozkazowi. Z trudem, lecz bez zastanowienia z całej siły kopnęła napastnika kolanem.
Arian na to tylko czekał. Aż Michelle będzie się wyrywała, aż da mu kolejny pretekst, aż przegra, aż zacznie go błagać o litość i przepraszać. Dokładnie tak, jak kiedyś.
Wrzasnęła. Własny krzyk wydał się Michelle obcy, gdy zamarł w gardle raptem chwyconym przez Ariana. Męskie palce boleśnie wpiły się w skórę chudej szyi, a bose, kobiece stopy zatupały o podłogę. Michelle próbowała oderwać zaciśniętą wokół swojej szyi rękę, wykrztusić cokolwiek, ale z jej gardła wydobył się jedynie krótki, urwany skrzek. Zachłystując się resztką powietrza i szarpiąc rękaw kurtki, wybałuszonymi oczami patrzyła na męską twarz wykrzywioną w ekstatycznym grymasie. Jego druga ręka, zwinięta w pięść odchyliła się do tyłu wzdłuż barku. Michelle szarpnęła się, doskonale zdając sobie sprawę, co to oznaczało. Zamknęła oczy; po siniejących policzkach spłynęły łzy.
Coś trzasnęło i huknęło, ale Michelle nie otrzymała ciosu. Nagle została uwolniona. Była uratowana! Kaszląc i prychając, otworzyła załzawione oczy. Zamiast z powrotem Ariana ujrzała plecy Toma. Odruchowo złapała za pulsującą bólem szyję.
Dygoczący z furii Tom chwycił Ariana za poły kurtki. Prawie uniósłszy go ponad ziemię, przycisnął do ściany obok miejsca, do którego przed chwilą Arian przypierał Michelle. Nieoczekiwany zwrot akcji wprawił Ariana w osłupienie. Twarz mu stężała, a oczy nabrały obłąkańczego wyrazu. Tego się nie spodziewał.
— Nie waż… się… — wywarczał Tom, dysząc z wysiłku, który wkładał, by wraz z każdym słowem uderzyć przeciwnikiem o ścianę — jej… tknąć…
— Spierdalaj! — Arian szarpnął się, na szczęście niewystarczająco mocno.
Prawa dłoń Toma zacisnęła się w pięść, a mięśnie na ramieniu i plecach naprężyły. Wciąż trzymając Ariana za przód kurtki, wolną ręką wymierzył mu cios prosto w środek twarzy. Głowa Ariana odbiła się od ściany jak piłka; chrupnęło, a bąbel krwi, który niemal natychmiast pojawił się w dziurce od nosa, zamienił się w strużkę spływającą po wargach i brodzie na podłogę.
Michelle nie mogła uwierzyć własnym oczom. Tom złamał Arianowi nos! Przeraziła się jeszcze mocniej, gdy odwetowe uderzenie pięści Ariana spadło na twarz Toma właściwie nie wiadomo kiedy.
Wszystko działo się tak szybko, że Michelle ledwie udało się odskoczyć w bok – Arian zatoczył się na nią, kiedy Tom oddał cios z dwukrotnie większą siłą. W następnej sekundzie obaj przypominali kotłowisko ludzkich rąk, nóg i głów. Przeplatane siarczystymi przekleństwami uderzenia padały z obu stron.
Michelle bez namysłu rzuciła się w stronę kuchennej szafki. Wyciągnęła największą patelnię i zważyła ją w dłoni. Musiała się nadać.
Następne sekundy przypominały rozmytą plamę. Arian z dzikim warknięciem chwycił Toma za barki, wyprowadzając cios kolanem w brzuch. Tomowi aż zabrakło tchu. Zgiął się w pół, nie mogąc złapać powietrza. Arian, choć niższy od Toma, był też zwinniejszy, co pomagało mu wykorzystać każdy błąd w obronie przeciwnika. Michelle obawiała się, że spudłuje, kiedy ramię blondyna owinęło się od tyłu wokół szyi Toma.
W akcie desperacji wykrzyknęła imię Toma. Zdawało jej się, że nawet nie usłyszał. Wymierzywszy jednak Arianowi silne uderzenie łokciem w klatkę piersiową, wyswobodził się, a Michelle dłużej nie czekała…
brzdęk!
Dno patelni głośno uderzyło w potylicę blondyna. Michelle zamachnęła się ponownie. Szybkim, zdecydowanym, celnym uderzeniem skutecznie spacyfikowała Ariana. Rozległ się kolejny głuchy brzdęk. Mężczyzna na wpół przytomny, zmroczony uderzeniem i zakrwawiony padł na ziemię.


Przyjazd policyjnego patrolu zaledwie kilkanaście minut później nieco uspokoił Michelle, zwłaszcza że Arian powoli odzyskiwał świadomość. Nie mogła przecież w nieskończoność tłuc go patelnią po głowie.
Podczas gdy Michelle starała się doprowadzić twarz Toma do jako takiego porządku, jeden z policjantów brutalnie wykręcił ręce leżącego na ziemi Ariana, zakuwając go w kajdanki. Arian był jeszcze zbyt otępiały, by próbować się wyrywać, kiedy wyprowadzano go z mieszkania.
I pomyśleć, że nie nastąpił jeszcze koniec świata! W ciągu ostatniej doby Michelle prawdopodobnie dwukrotnie uniknęła śmierci lub przynajmniej poważnego uszczerbku na zdrowiu. Buzowało w niej uczucie na pograniczu wściekłości i strachu.  Chociaż strach to mało powiedziane – Michelle była śmiertelnie przerażona, ale przynajmniej cała. Gdyby nie Tom… Wolała sobie nie wyobrażać, co by mogło się wydarzyć, gdyby nie jego obecność.
Dopiero gdy Arian zniknął i przyszła pora na złożenie wyjaśnień, Michelle zdała sobie sprawę z konsekwencji owego wydarzenia. Tym bardziej rzeczowe odpowiadanie na pytania policjanta okazało się niemożebnie trudne, na szczęście z pomocą ponownie przyszedł Tom – z konkretnymi odpowiedziami dla policjanta.
— Będą musieli państwo jutro pojawić się na komisariacie, żeby złożyć pełne zeznania i je podpisać. — Wstawszy od stołu, policjant nałożył czapkę. — Z naszej strony na razie to wszystko.
— Czy Arian… to znaczy… — Michelle podniosła kubek z gorącą herbatą i wówczas dostrzegła, jak trzęsą jej się ręce. Odchrząknęła nieznacznie, spoglądając z nadzieją na policjanta. — Czy tamten człowiek zostanie zamknięty?
— Na dzisiaj tak. Ma pani jeszcze jakieś pytania?
Na stole przed Tomem pojawił się parujący kubek. Z wdzięcznością skinąwszy, gitarzysta odsunął od twarzy worek z lodem, żeby pociągnąć łyka herbaty.
— Nie, nie, dziękuję panu bardzo.
— Spokojnej nocy życzę.
Policjant pożegnał się, a gdy zatrzasnęły się za nim drzwi i zaraz spod bloku odjechał radiowóz z Arianem w środku, wszystko do cna umilkło, uspokoiło się, objęte błogością nocnej ciszy.
— Przepraszam, Tom… Nie miałam pojęcia, że on się tu pojawi — mruknęła Michelle, spoglądając na Toma z troską i czułością, o którą nikt by jej nie podejrzewał.
— Skąd miałaś wiedzieć? Bardzo dobrze, że się napatoczył. W końcu miałem okazję przyłożyć mu osobiście.
Przeniósłszy się z kubkiem do drugiej części pomieszczenia, Tom z ulgą opadł na kanapę, odchylając głowę do tyłu, ale nie spuszczając wzroku z Michelle, która podążyła za nim z lodem w ręku. Na obitą twarz wystąpił grymas, gdy Tom za mocno zacisnął szczęki. Podbite oko puchło w zastraszającym tempie, a reszta twarzy wcale nie wyglądała lepiej. Tom żałował jedynie, że Arian nie oberwał mocniej. Pomijając cios patelnią.
— I co to dało? Jezu… Ale cię urządził… Co za… — Michelle przeklęła szpetnie, aż Toma zdziwiło, że w jej słowniku znajdowały się podobne epitety. — Kompletny gnojek! — Opiekuńczo przyłożyła Tomowi do obolałego policzka zimny woreczek. — Trzymaj lód przy twarzy. Chyba mam jeszcze jakąś maść na obtłuczenia i opuchliznę. A jak nie, to skoczę do apteki.
Kiedy Michelle po chwili pojawiła się z powrotem, rozpakowując maść, Tom zastanowił się, jak to się stało, że jeszcze kilka miesięcy temu, gdy zobaczył Michelle po raz pierwszy – atrakcyjną szatynkę tańczącą w klubie dla dorosłych – wziął ją za konieczny epizod. Nadal mógłby uważać ja za zwykłą dziewczynę, która za jego zgodą namieszała mu w życiorysie, ale nie potrafił. I nie chciał.
— Jak ty pokażesz się ludziom z taką twarzą? — Michelle niepewnie przygryzła wargę, przysiadłszy na kanapie obok Toma. Nieznacznie drżącymi dłońmi odkręciła tubkę. Wycisnęła na dłoń gęstą maść, na co Tom bez słowa odrzucił woreczek z lodem.
— Powiedz mi lepiej, Michelle, czy za każdym razem – czysto teoretycznie – gdy się ze sobą prześpimy, musi się wydarzyć jakaś katastrofa?
— Nie wiem. Chyba nigdy nie uwolnię się od Ariana. To moja wina. Ja go tu wpuściłam… Jak skończona idiotka! — Westchnęła bezradnie. — Uważaj, teraz może zaboleć. — Najostrożniej, jak potrafiła, zaczęła rozsmarowywać maść na twarzy Toma.
— Zawsze mogło… tss! — Tom syknął z bólu, czując nacisk palców pod okiem.
Michelle jak oparzona cofnęła dłonie.
— Przepraszam, Tom… Nie chciałam. Tak bardzo cię przepraszam! Jezu — jęknęła płaczliwym tonem — gdybym tylko wiedziała, że Arian tu przyjdzie, nigdy nie…
Resztą zdania połknęła wraz z powietrzem, którym zachłysnęła się, gdy Tom chwyciwszy ją za biodra, lekko podniósł i bez pardonu usadził sobie na kolanach. Michelle zadrżała na całym ciele, zupełnie niezależnie od własnej woli. Mimo bólu żywym ogniem rozchodzącego się po twarzy, Tom lekko ucałował Michelle w czoło i przyciągnął bliżej siebie. Wstrzymała na krótko oddech i westchnęła głęboko, a jej serce na przekór zabiło szybciej. Zaciskając w pięść lepszą od maści dłoń, oplotła Toma w pasie, po czym oparłszy głowę na ramieniu Toma, schowała twarz w zagłębieniu jego szyi – to swoiste schronienie sprawiło, że Arian stał się mrocznym widmem wiszącym gdzieś za Michelle, nie upiorem mogącym w każdej chwili ją dopaść. Dopiero w otoczeniu silnych, bezpiecznych ramion zaczęły uchodzić z niej adrenalina i stres. Po plecach Michelle przelała się lawina dreszczy.
— Nie wytrzymam tego dłużej. Jeżeli Arian nie zniknie z mojego życia, ja znowu będę musiała spróbować zniknąć z jego. Znowu przeprowadzka, zmiana pracy… Za co on się mści? Co złego mu zrobiłam? Po prostu odeszłam. Nie miałam innego wyjścia! Gdyby Arian mi pozwolił, zostałabym przy nim. Bo ja naprawdę go kochałam. To jego wina, on to zabił. Wiesz, Tom, co jest w tym najgorsze? Świadomość, że on mnie śledził. Musiał jakoś się dowiedzieć, gdzie mieszkam, pracuję… Gdy któregoś razu wybrałam się z Johannesem do kina, wydawało mi się, że go zobaczyłam. Wmówiłam sobie jednak, że to przywidzenie. A on tam naprawdę był! Nawet nie zauważyłam, że przez ten cały czas za mną łaził! — Przerwała na moment, mrugając szybko, żeby powstrzymać łzy. Wystarczająco dużo straciła ich na Ariana. — Przepraszam Tom, że znowu musiałeś mi pomóc. Pewnie sobie myślisz, że w ogóle nie umiem sobie z niczym dać rady sama… Boże… Będzie jeszcze kiedykolwiek dobrze? — Potok słów wydobył się z Michelle niemal z jednym, potężnym tchem, jak gdyby samo wypowiedzenie na głos dręczących myśli mogło w czymkolwiek pomóc.
— Już jest dobrze. Nie musisz się bać. — Czułym gestem założył kosmyk jej ciemnobrązowych włosów za ucho.
Zerknęła na Toma spod lekko pochylonego czoła. Palce o szorstkich opuszkach pieszczotliwie przemknęły po zarumienionym policzku. Tom wyglądał, jakby chciał potwierdzić tym gestem swoje zapewnienie. A Michelle nie potrafiła mu nie uwierzyć. Ufała Tomowi, bo to on sprawiał, że już się nie bała. Dał jej wszystko to, co zabrał jej Arian. Okazał jej wsparcie w chwilach nawet najmniejszego zwątpienia czy wahania. Tylko dzięki niemu nie wróciła do Ariana wtedy, w jego urodziny1… Po nadmiarze szczęścia, które zaznała przy Tomie, w ciągu ostatnich miesięcy, nie mogłaby mu nie uwierzyć.
— Nie boję się. Z tobą nie. — I kiedy wyznała to na głos, naprawdę przestała się bać. Bo i co mogło wywołać jej strach? Ariana na razie nie było. W zamian był Tom. Lek na całe zło, panaceum na aberrację codzienności. Jej życiowy przełom, od kiedy się spotkali, punkt zwrotny, odcinający przeszłość, dodający skrzydeł; brakujący element układanki, idealnie wpasowujący się do życia Michelle. Spod przymrużonych powiek spojrzała Tomowi prosto w oczy. Pomiędzy lekko rozchylonymi wargami, mającymi teraz kolor dzikich róż, z cichym świstem przeleciał oddech. — Dziękuję, że tu teraz jesteś. — W odpowiedzi poczuła delikatne, uspokajające gładzenie po plecach. Zdała sobie wówczas sprawę, że Tom nie zrozumiał, że miała na myśli tu teraz w jej życiu, nie fizyczną obecność w tej akurat sytuacji, kiedy potrzebowała go wyjątkowo mocno. — Chyba nigdy ci się nie odwdzięczę.
— Rzeczywiście z tym może być mały problem — odparł, próbując się uśmiechnąć. Jednak tylko się skrzywił.
Z nieznacznym uśmiechem wyswobodziła się z silnych ramion, by zabrać się za przerwaną czynność.
— Przepraszam, Tom — powtórzyła cicho, tym razem jeszcze delikatniej rozsmarowując maść, aż Tom odbierał dotyk Michelle niczym muśnięcie piórkiem.
Pogładził wierzch dłoni rozsmarowującej maść w jego twarz, na co Michelle westchnęła cicho – raczej tęsknie niż z dezaprobatą – przechylając lekko głowę w stronę Toma, który teraz przesunął palec do jej czoła, by po chwili przemieścić go do kształtnego noska, a zaraz potem do pełnych ust, rozedrganych pod wpływem subtelnego dotyku.
— Gotowe — mruknęła, przenosząc wzrok na Toma. — Może nie będzie tak tragicznie.
Blask jasnozielonych oczu zdradzał całą troskę i współczucie, a Tom – wychwyciwszy jeszcze spojrzenie pełne ufności, zanim Michelle nie zatonęła znowu w jego ramionach – wiedział już, że zaangażował się w coś, czego żaden z jego planów nie przewidział.

Nirgendwo ist besser als da, wo du bist, Tom.
Bo nigdzie nie jest lepiej niż u twojego boku. Nigdzie nie poczuję się tak bezpiecznie, jak w twoich ramionach Nigdzie nie ucieknę przed przeszłością, jeśli nie do rzeczywistości, w której jesteś ty.

Więc zostań… I trwaj, i bądź… Już zawsze.


1 Odcinek 16.


31 komentarzy:

  1. Haha, jak go okładała patelnią to mimowolnie przypomniała mi się scena z Zaplątanych xD I zaczęłam rechotać jak głupia :)

    Niezmiernie się cieszę, że wróciłaś i dodałam ten odcinek. Choć to tylko 4 strony (lub AŻ) to od czegoś zacząć trzeba. Naprawdę się ucieszyłam z tego rozdziału. W końcu ten cholerny Arian pójdzie siedzieć - już dawno powinien odsiadywać dożywocie! A Tom? Słodki, kochany Tom, w końcu coś się ruszyło w jego serduchu.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny!
    Parabola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, właściwie to nawet o tym nie pomyślałam, ale rzeczywiście ta scena ma w sobie nieco z „Zaplątanych”. Właściwie patelnia była elementem Bardzo Dramatyczno-Komicznym. Długo stałam przed dylematem: patelnia, wałek, wazon czy coś innego? Zbyt duży rozlew krwi nie był wskazany, więc padło na patelnię xD
      Dalszych losów Ariana nie zdradzę, ale na pewno pojawi się jeszcze niejednokrotnie. Od początku stanowił jeden z ważniejszych elementów tej historii i nie przestanie nim być jeszcze długo (wiem, to irytujące xD)
      Otwarcie worda i napisanie tych czterech stron to dla mnie krok milowy, oby następne były łatwiejsze :)
      Wena się przyda, dzięki!

      Usuń
  2. Jezu, Jezu, w końcu! Lecę czytać <3

    Viiiii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale to nie koniec, prawda? Bo trochę przeraziła mnie końcówka, ale mam nadzieję, że to tylko moje głupie odczucie.
    Kochana, tak strasznie się cieszę, że mimo wszystko, udało ci się napisać ten odcinek i go opublikować. Niedosyt oczywiście jest, ale trudno, żeby go nie było, skoro tak pięknie piszesz.
    Moment z patelnią totalnie mnie rozbroił, kiedy, to sobie wyobraziłam. Ale podziwiam Michelle, bo ja na jej miejscu pewnie nie wiedziałabym, co zrobić i stałabym sparaliżowana ze strachu.
    Mój osobisty Tomie, gdzie jesteś, jak długo mam na ciebie czekać?! Naprawdę świetnie go wykreowałaś, może wspomniałam kiedyś w komentarzu, może nie, ale twój Tom jest taki prawdziwy...nie ma w nim ani grama sztuczności. Przynajmniej mam takie odczucie. Czasem jest oschły, opryskliwy i wredny, ale strasznie go lubię. Budzi we mnie pozytywne uczucia.



    Uwielbiam <3


    Viiii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, na (nie)szczęście to jeszcze nie koniec.
      Zaskoczyłaś mnie komplementem dotyczących kreacji Toma O.O Tworzenie bohaterów to chyba jedno z najtrudniejszych zadań, więc mile połechtałaś moje ego.
      Wiesz co, Verlassen (wybacz, przyzwyczaiłam się do tego nicku)? Chętnie zobaczyłabym coś Twojego *-*

      Usuń
    2. Nie chcę chyba powrotu...

      Vii.

      Usuń
  4. No pięknie ci to wyszło :D Cóż mogę jeszcze rzec? Dużo mówiłam ci na gg :) Akcja z patelnią była super i wcale nie trzeba było żadnych wymyślnych naczyń, żeby wyszło to dobrze. W końcówce widać już, co do siebie czują, no i bardzo dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do Ariana to sądzę, że jest chory psychicznie... tak... bankowo ma jakieś niezdiagnozowane zaburzenie. To sprawia, że Twoja opowieść jest bardziej realistyczna i ciekawa, bo bierzesz sytuacje z życia, niby zwyczajne, ale opisujesz je tak, że nie są banalne. Bez względu na to czy w siebie i swoje zdolności pisarskie wierzysz w danym momencie czy nie, to efekt końcowy jest - jednym słowem - zajebisty.
    Co do Toma... dawno nic nie dodawałaś, więc nie pamiętałam kropka w kropkę ostatniego odcinka, więc nie byłam pewna na 100%, że Tom został na noc, ale miałam taką nadzieję... i się nie zawiodłam :D. To było takie.. rycerskie! Bronił honoru Michelle! Hihi :) A tak na poważnie to, to że ją obroni było oczywiście logiczne... i nie wiem w sumie co jeszcze mogłabym napisać na ten temat, bo nie mam się właściwie czego przyczepić, a to że mi się podobało pewnie już sama wywnioskowałaś :). O! Podoba mi się, że w bardzo rzeczywisty sposób przedstawiłaś tą bójkę i to "Prawa dłoń Toma zacisnęła się w pięść, a mięśnie na ramieniu i plecach naprężyły." *__* W tym momencie miałam przed oczami szerokie, umięśnione i silne plecy Toma i prawie dostałam palpitacji i nie powiem czego jeszcze xD Niby zwykłe plecy... no... tak... jestem głupia ;D . Podobało mi się w tym też to, że nie zrobiłaś z Toma przerysowanego bohatera, że nie tylko on dawał ciosy, ale sam też oberwał. No i jeszcze to, że nie skupiłaś się na mało istotnych detalach które mogłyby zepsuć tą scenę. Opisywanie bójek jest według mnie dosyć trudnym zadaniem, ale sądzę, że wyszłaś z tego z twarzą - czego nie można powiedzieć o Tomie :D.
    Co to Michelle... mam wrażenie, że jest ona obecna ciałem, a duszą tylko w połowie, jeżeli wiesz co mam na myśli. Ale to są tylko moje głupie odczucia, które niekoniecznie muszą być prawdziwe, bo siła sugestii jest ogromna, a facebook przerywający mi co chwila czytanie - jeszcze bardziej. Szczerze powiedziawszy, nie wiem co mogłabym o niej jeszcze powiedzieć. Podobała mi się scena z patelnią oczywiście i też zaczęłam się mimowolnie śmiać w tym momencie oraz 'BRZDĘK!' haha xD. Za to nie podobało mi się słowo 'aberracja'. Nie każdy musi wiedzieć, co ono znaczy. Ale nie nadużywasz trudnych słów, więc jednak nie mam się do czego przyczepić :) .
    Mój wniosek jest taki, że gdybyś na serio nie potrafiła pisać, to bym Cię nie oszukiwała, że potrafisz. I nie oszukując, już bez zbędnego słodzenia - piszesz zajebiście.

    Pozdrawiam i życzę wiary i weny :)
    No i oczywiście czekam na next'a, który mam nadzieję, że się pojawi ;D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, jakiż obszerny i wnikliwy komentarz! Na wstępie dziękuję za całą Twoją wypowiedź i pozytywną ocenę. Przeczytać coś podobnego po półrocznej przerwie to niesamowicie podnoszące na duchu uczucie <3
      Pozwolisz, że do poszczególnych części Twojego komentarza odniosę się nie po kolei?
      Generalnie opisywanie dynamicznych scen, nie tylko bójek, sprawia mi sporą trudność; zwłaszcza że mam tendencję do słodko-pierdzących scen oraz pseudofilozoficznego bełkotu. Bójka Ariana i Toma było właściwie czymś na kształt wyzwania. Cieszę się, że je podjęłam, bo skoro efekt spotkał się raczej z pozytywnymi reakcjami, to chyba znaczy, że nie wyszło tak najgorzej.
      „Aberracja” rzeczywiście mogła wprowadzić małe zdezorientowanie. Jak sama zauważyłaś – używam raczej prostego słownictwa, tym bardziej zastanawiam się, czy nie zastąpić „aberracji” innym słowem, żeby tak nie odstawała od reszty i nie raziła… Ale już się do niej przyzwyczaiłam i tak pasuje do tego, co chciałam oddać, że chyba nie mam serca jej zwyczajnie wyrzucić.

      Na koniec zostawiam sobie psychikę bohaterów…
      W kwestii Ariana – podążasz właściwym tropem ;).
      Michelle obecna jest duszą tylko w połowie, powiadasz? O ile prawidłowo się domyślam, chodzi o jej reakcje, niepełną otwartość, zagubienie i uczucia do Ariania? Wówczas rzeczywiście można to odbierać w ten sposób. Ona tak naprawdę dopiero przestała się bać Ariana. Łatwo zauważyć, że Michelle ma słabą psychikę, a po życiu z Arianem ciężko będzie jej wrócić całkowicie do stanu „przed”.
      W obu przypadkach jest sporo psychologii (np. Arian to mieszanka zwykłego, prymitywnego agresora uwielbiającego dominację z socjopatą i narcystycznymi zaburzeniami osobowości, choć to ostatnie raczej w potocznym znaczeniu; Michelle natomiast ma w sobie m.in. zachowania kobiet żyjących w toksycznych związkach, ofiar przemocy w rodzinie czy tzw. efekt sztokholmski), ale nie takiej szablonowej, definicyjnej z odpowiednio nazwanymi stanami emocjonalnymi (choć żałuję, że za mało rozwinęłam genezę, gdy był na to najbardziej odpowiedni moment; powoli staram się to naprawiać). Gdybym dosłownie określiła, że Arian jest niebezpiecznym psychopatą, a Michelle rozmemłaną mimozą bez wyrazu, to straciłabym wiele zabawy wynikającej właśnie z nienazywania rzeczy po imieniu. Z doświadczenia wiem, że konfrontacja tego, co autor/ka miał/a na myśli z tym, jak całokształt odbiera czytelnik, na blogach stanowi niezłą rozrywkę. Przy okazji można się dowiedzieć, ile jeszcze nas pracy czeka w pisaniu w sferze wywierania zamierzonego wrażenia na czytelników.
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
  6. No witaj, moja obrończyni, wredna przyjaciółko, chodzący ideale i inspiracjo w jednym <3 chyba nie pominęłam żadnego z Twoich ostatnich tytułów, a jeśli jednak - wybacz mi.

    Ogromnie się cieszę, że jednak wróciłaś. Mówiłaś, że dla mnie to żadna nowość, ale jak przeczytałam całość to wygląda to zupełnie inaczej niż te kawałki, które przesyłałaś mi co jakiś czas. Nie powiem, że żałuję Ariana, bo musiałabym skłamać, a tego nie lubię. Sama chętnie przywaliłabym mu patelnią albo czymś podobnym, bo - co tu dużo mówić - zasłużył na to jak nikt inny.
    Akurat skończyłam oglądać film i zbliżenie Michelle oraz Toma wypadło jeszcze bardziej przekonująco i w ogóle rozpływam się w zachwycie. A zakończenie jest po prostu piękne.

    Kocham Cię, wredoto <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne jak zawsze . Cieszę się, że jednak wróciłaś ;)

    Claudia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również cieszę się, że jednak wróciłam, tym bardziej że niesamowicie serdecznie powitałyście mnie tu z powrotem :)

      Usuń
  8. Jeśli ktoś naprawdę potrafi pisać to zawsze będzie miał czytelników, niezależnie od przerwy jaką sobie zrobi.
    Rozdział był świetny, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;3 Nie sądzę, żebym potrafiła pisać. I nie mówi przeze mnie fałszywa skromność, tylko szczere stwierdzenie. Jednak niezależnie od tego, jak piszę, oraz czy moje opowiadanie będzie miało czytelników, czy też nie – cały czas będę starała się uczyć. Jak napisał John Dann MacDonald w przedmowie do Nocnej zmiany, zbioru opowiadań Stephena Kinga: „Chcesz pisać, to pisz. Jedyną metodą, żeby nauczyć się pisać, jest pisanie”. Tego się trzymam :)

      Usuń
    2. To, że patrzysz na siebie krytycznym okiem naprawdę się ceni, ale nie bądź dla siebie zbyt surowa i czasem pozwól sobie na stwierdzenie "dobrze mi poszło". Bo idzie świetnie, a ja osobiście mimo Twoich wzlotów i upadków widzę w Tobie porządną pisarkę, która naprawdę potrafi pisać.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Również cieszę się że wróciłaś mam nadzieję że na stałe... nie prawda że nikt tu nie zagląda bo ja sama śledziłam przez pół roku czy jest kolejny odcinek. Pięknie piszesz więc jak moge tu nie wrócić . Czekam na kolejny odcinek mam nadzieję że rozwój akcji bedzie zachwycający
    Sheila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także żywię nadzieję, że wróciłam na stałe, a przynajmniej na dłużej niż kilka odcinków. Miło wiedzieć, że zaglądał tutaj ktoś podczas mojej nieobecności, i to nie przez przypadek ^^
      30 się pisze, powoli, ale jednak… Obyście się nie zawiodły.
      Łączę pozdrowienia :)

      Usuń
  10. Cześć!
    Nie mogłam nie odpisać. Przepraszam, że czynię to tutaj, ale nie mam w zwyczaju odpisywać pod komentarzami, a nie chciałam czekać do publikacji kolejnego odcinka... Także po przeczytaniu, możesz ten komentarz usunąć.

    Gdybym miała zobrazować moją reakcję na Twój komentarz, hm... wyglądałoby to tak -> :)
    1) Naprawdę cenię sobie szczerość, zwłaszcza, że nie piszę od wczoraj. Twoja opinia nie była naprawdę konstruktywna i dała mi do myślenia. Wzięłam sobie Twoje rady do serca i teraz wiem, co mam poprawić i nad czym pracować.
    2) Cieszę się, że zainteresowało Cię moje opowiadanie i ubolewam nad tym, że rozczarował ten pierwszy odcinek. Na szczęście istnieje opcja edytowania, więc zawsze mogę go przecież udoskonalić, stosując się do Twoich wskazówek.
    3) Szczerze? Wiedziałam, że relacja między Simone i Billem wyszła mi najlepiej — wiedziałam to nawet kilka lat temu, kiedy powstawał ten wątek. A reszta... reszta to jeden wielki ambaras.
    4) Czasami nie skupiam się nad tym, co piszę, a moje oczy są ślepe na te durne szczegóły. Po tym, co napisałaś widzę, że muszę do tego przysiąść. Cieszę się, że zwracasz mi uwagę na te rzeczy, naprawdę.
    5) Wiek chłopaków jest zmieniony (data urodzin pozostaje ta sama), ale to głównie dlatego, żeby wygodniej tworzyło mi się tą historię. Pisanie o nich jako o piętnastolatkach mam już dawno za sobą, a moją intencją nie było to, żeby opowiadanie pokrywało się z prawdą. Ja po prostu... chcę stworzyć pamiątkę po nich, coś, do czego zawsze będę mogła wrócić i przypomnieć sobie, za co ich tak ceniłam przez te ładne kilka lat.
    6) Ten odcinek miał się skończyć inaczej. Był chaos, nerwy, emocje i wyjaśnienie, jak to właściwie z bliźniakami było, co zdecydowałam się przenieść do następnego — mój błąd, a teraz widzę, że to było tutaj naprawdę potrzebne. Zresztą, sama niejednokrotnie zauważyłam, że to, co piszę jest mało emocjonalne — kolejny punkt, który muszę poprawić.
    7) Przyznam się, całą akcję, nazwijmy ją: „po wypadku”, zaniedbałam po całości — poprawię. Nie jestem osobą, która okazuje emocje i to — niestety — bardzo rzutuje na to, co piszę, stąd te ubytki reakcji na niektóre wydarzenia...

    To byłoby (chyba) wszystko, co miałam do napisania w odpowiedzi na Twój komentarz. Jeśli miałabyś dla mnie jeszcze inne, cenne wskazówki to ja z chęcią je przyjmę!

    Ach! A w ogóle to nie przypominam sobie, żebym komukolwiek kiedykolwiek napisała „jak się nie podoba, to nie czytaj” i nigdy nie zamierzam tego robić. Szanuję Twoje zdanie i cieszę się, że mimo wszystko zamierzasz śledzić to, co piszę.

    Ps. To Ty piszesz historię o Michelle, Tomie... i pamiętam jeszcze Ariana, co nie? :D Czyli dobrze skojarzyłam nick... Ariana szczególnie pamiętam, bo jego imię jest podobne do mojego wcześniejszego pseudonimu. :x Niestety czytałam pobieżnie z braku czasu, więc nie mam wyrobionego zdania na jego temat. Ale! — jakby nie patrzeć — idą święta. ^^

    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  11. http://uciekajac-przed-soba-goniac-ciebie.blogspot.com/ zapraszam na mój blog i zachęcam to komentowania
    Sheila

    OdpowiedzUsuń
  12. Powinnaś jeszcze dodać, że spałaś w moim łóżku i na moim ramieniu :)
    Również Cię kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Trzy dni czytania. Byłam tak oderwana od rzeczywistości, że niemalże nie ruszałam się z pokoju i moja współlokatorka zaczęła się zastanawiać czy jeszcze żyję. Potem padło pytanie, czy uczę się na poniedziałkowy egzamin ze statystyki. Moje spojrzenie powiedziało jej wszystko. Po prostu czytałam, czytałam i czytałam. Normalnie Cię podziwiam! I przepraszam, że wszystko skopiowałam na komputer, nie miałam i wciąż nie mam żadnych złych intencji! Po prostu wygodniej mi się czyta i przynajmniej nie muszę używać Internetu, który działa jak mu się podoba.

    Wiem, że to nie pierwsza wersja tej historii. Może nie pamiętam poprzedniej (Mishell Nacht?), ale pamiętam Ciebie, a właściwie Twój przejawiający się na blogach nick. :)

    Ogólnie rzecz ujmując, ten cały pomysł z okłamaniem Simone... do tej pory wywracam oczami na samą myśl. Że też po tylu odcinkach ona się niczego nie domyśliła, a może i domyśliła, ale nie dała tego po sobie poznać? Matki ponoć znają swoje dzieci najlepiej i wiedzą, kiedy kłamią. xD No nie lubię takich rzeczy i już (za dużo komedii romantycznych), ale nie przerwałam czytania i strasznie się cieszę z tego powodu, bo gdyby nie ten poroniony pomysł Toma i Arian ;3 to Mich nie pojechałaby do Loitsche i nie byłoby tych miłych momentów we dwoje, od których mój żołądek zwijał się w supełek. Uwielbiałam ich — ba! nadal uwielbiam — w każdym calu, choć to wszystko miało być przecież udawane. A oni... udawali przed całym światem, ale nie przed sobą... Uch. ^^

    Prolog zasugerował mi, że to będzie historia tylko o Michelle i Tomie, ale jak się okazało, moje przekonanie było błędne. Wprowadziłaś nowe wątki, które nie łączyły się bezpośrednio z losami głównych bohaterów, poza tym, że uczestniczyli w nich członkowie zespołu, a szkoda, bo czytałoby się o wiele lepiej — co nie znaczy, że było źle. Jako osoba pisząca doskonale Cię rozumiem, ale jako czytelniczka powiem, że to niesamowicie wytrąca chwilami z równowagi. Z drugiej strony, z biegiem czasu skupiłaś się bardziej na Tomie i Mich i zaczęłam tęsknić za pozostałymi. Sama nie mogłam zrozumieć swoich odczuć.

    Georg i Marika — bardzo fajny wątek, który odrywał od tego całego zamieszania związanego z kłamstwem, Arianem. To było temu opowiadaniu najbardziej potrzebne, inaczej byłoby zbiorem wątków przesyconych bólem, kłamstwem.

    Gustav... matko, szkoda mi go było po tej akcji z Juliette (?), ale nie wróżyłam im świetlanej przyszłości. Ona była irytująca. Za to Maybrit (?) była... odświeżająca, szkoda, że nie wyniknęło z tego coś więcej. Mam jednak nadzieję, że nie skażesz tego cudownego faceta na wieczne potępienie i ześlesz mu w ramiona Aniołka, który da mu szczęście. :)

    A o Billu nie mam do powiedzenia nic prócz: inteligentnie wkurzający wrzód na tyłku. Normalnie czysty egoizm. I ta jego Carmen, Booożeee. :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Ni mniej, ni więcej... podobało mi się, choć momentami żałowałam, że nie byłam na bieżąco, toć tego jest tyle ;o — sama wiesz ile. Na szczęście — już jestem! (Współlokatorka stwierdziła, że to nie opowiadanie tylko książka. :D )

    Jedyna rzecz do której mogłabym się przyczepić, to to, że nadmiernie podkreślasz w tekście KTO mówi/robi. Przykład:

    „Chociaż był środek nocy, to w świetle latarń po osiedlowym chodniku przemykał cień ludzkiej sylwetki, co kilka sekund niknąc w mroku, aż w końcu zlał się z ciemnością klatki schodowej kilkupiętrowego bloku.
    Dwa dni. Zaledwie, a może aż dwa dni – tyle czasu minęło od ostatniej wizyty Ariana tutaj. Dziś wrócił, zupełnie jak gdyby znajdował się na orbicie, na której oddziaływało szczególne przyciąganie silniejsze od grawitacji. [Arianem] nie kierowało już zwyczajne pragnienie zemsty. Teraz zdominowało go nowe uczucie – niewytłumaczalne, natrętnie tkwiące w głowie. To samo, które kazało mu ścigać tę cholerną Hondę. Michelle, Michelle, Michelle… Suka! To wszystko jej wina. Nie pozostawiała mu innego wyboru. [Arian] nie tylko nie mógł znieść myśli, że odeszła, ale że należała do kogoś innego. Jego Michelle. Dał jej szansę powrotu, z której nie skorzystała; musiała zapłacić za błędy.
    Wiedział, że Michelle będzie w domu jak zwykle sama; nieświadoma własnej bezbronności, skazana na jego łaskę.
    [Arian] prześlizgnął się między piętrami niczym kot – zwinnie i bez hałasowania. Zapukał głośno w drzwi do mieszkania Michelle. Raz, a potem drugi.
    I stało się. Kuchenne światło padało na korytarz, kiedy cholerne drzwi otworzyły się przed [Arianem]. Z rozczochranymi włosami, w kusej piżamce, rozleniwiona, zaspana Michelle wyglądała pięknie. Przez ułamek sekundy [Arian] niemal pożałował, że będzie musiała tak marnie skończyć.”

    Jego imię jest tu powielane zupełnie niepotrzebnie — wiadomo, że chodzi o niego. Ale to tylko moja mała sugestia.

    A tak na koniec... „Najjaśniejsze gwiazdy spalają się najszybciej”? Jeśli tak, to ja Ci życzę, żeby Twoja paliła się jak najdłużej. :)

    [Du.pa musiałam podzielić :c]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko. Dopiero pozbierałam szczękę z klawiatury, żeby odpowiedzieć na Twój komentarz. Jeszcze nigdy nie dostałam tak długiego, aż nie wiem, od czego zacząć, żeby się odnieść do wszystkiego xD
      Cóż, owszem – VM to odgrzewany, przypalony kotlet. Po prostu poprzednio tej historii nie ukończyłam, nie doszłam nawet do półmetka. Kiedy postanowiłam wrócić do ffth, uznałam, że wolę skończyć coś, niż zacząć nowe opowiadanie, które może nie doczekać finiszu. W tym przypadku miałam przynajmniej łatwiejszy początek ^^.
      Za dużo komedii romantycznych, powiadasz? W moim przypadku również. Stąd ten banalny pomysł. Lekko przerobiłam wszystkim znany motyw. Długo zastanowiłam się nad tą częścią o Simone… Przejrzałam nawet pobieżnie posty i na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie podać cytat z odcinka 12: „Simone z radością przyglądała się Michelle i Tomowi. Dzisiaj wydawali się sobie bliżsi, niż sądziła wcześniej. Myślała, że może niezbyt dobrze układa się między nimi, lecz dziś, kiedy prawie nie odstępowali od siebie na krok i wspólnie gotowali, wyglądali, jakby zespalało ich prawdziwe uczucie.”.
      To jest przede wszystkim historia o Michelle i Tomie. Sam tytuł bloga jednak sugeruje, że znajdują się tu „banalna historie”, nie tylko jedna konkretna. Choć żałuję czasem tych początkowo dość mocno rozwijających się wątków pobocznych, bo gdyby nie one, prawdopodobnie już zakończyłabym VM. Te drugoplanowe historie jeszcze się pojawią, będą się przewijać, ale nie tak często i gęsto jak wcześniej.
      Georga i Marikę uwieeelbiam. Uwielbiam też o nich pisać. Jak słuszne zauważyłaś – jest to wątek całkowicie oderwany od tych wielu negatywnych opisywanych tu rzeczy. I między innymi dlatego też o nich zbyt często wolę nie pisać, aby nie psuć im związku xD.
      Gustav, Juliette i Maybrit. Dobrze zapamiętałaś :). Od dawna planowałam powrót którejś z tych dwóch bohaterek, ale ciągle mówiłam sobie: take your time. I jedna z nich wróci na dłużej, a druga pojawi się na chwilę.
      Bill… Cóż, taki miał być od początku :D. Miał czasem rozweselać, czasem wkurzać. Ale nie uznałaś go chyba za jakąś wyjątkowo negatywną postać?
      O, dobrze, że zwróciłaś mi uwagę na to nadużywanie imion! Dzięki! Wprawdzie nie zawsze pasuje ominięcie określenia (podmiot domyślny bywa zdradliwy) albo zastąpienie go zaimkiem, ale będę na to zwracać większą uwagę podczas pisania nowych odcinków. Wyszło na jaw moje małe zboczenie: wolę dwadzieścia razy przeczytać imię bohatera niż jakieś dziwne zamienniki typu „jasnowłosa” czy „ciemnooki” ^^’
      Dziękuję Ci bardzo za tak wnikliwy komentarz.
      I jestem pod ogromnym wrażeniem, że chciało Cię to wszystko nadrabiać! O.O Musiałaś chyba bardzo się nudzić xD.
      Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
    2. Haha. Mój komentarz byłby dłuższy, bo czasami lubię sobie popisać o czymś zupełnie nieistotnym, ale ograniczyłam się do minimum. Przeczytanie tej historii w całości to było wyzwanie, przyznaję, ale cieszę się, że to zrobiłam. I nie, nie zrobiłam tego z nudów, ale z ciekawości. Uznałam, że skoro poświęciłaś temu opowiadaniu już tyle czasu i swojej uwagi to wypadałoby to docenić, bo przecież sama wiem, na jakiej zasadzie to wszystko działa. Mogłabyś to pisać dla siebie, do szuflady i wcale się tym nie dzielić, ale to robisz i chcesz być doceniona, a ja naprawdę podziwiam autorki, które mają w sobie tyle samozaparcia, że piszą mimo wszystko. Nie mogłam przejść obojętnie po prostu, to nie w moim stylu. Życzę Ci, żebyś dokończyła to opowiadanie; żebyś zamknęła za sobą ten rozdział, bo doskonale wiem, że to się za człowiekiem ciągnie przez długi czas. Sama mam na koncie kilka niedokończonych historii, za które planuję się wziąć, ale pisanie po tylu latach przerwy przychodzi mi z trudnością. No, ale... dokończ proszę ładnie VM i pomyśl o czymś nowym, świeżym, co pozwoli Ci odetchnąć. :D I tak jeszcze nawiązując do Twojej odpowiedzi... ja UWIELBIAM Billa w każdej postaci. Może być romantyczną kluchą albo macho z wysokim libido. I don't care. Będę go kochać i nienawidzić, ale nigdy mi się nie znudzi i nigdy w moich oczach nie wypadnie negatywnie. Ach, i jeśli faktycznie Ci wygodniej nadużywać tych no yyy tych.. podmiotów domyślnych (Boże, czemu ja studiuję logistykę) to nadużywaj sobie (ale nie tych zamienników z oczami/włosami - nienawidzę tego xD), czasami tylko one są zupełnie niepotrzebne jak w tym przypadku, co Ci przytoczyłam w komentarzu. :) Dobra wracam do oglądania Zemsty (Supernatural mnie jakoś nie pociąga :P) i sobie cierpliwie będę czekać na 30. Pozdrawiam! :D

      Usuń
  15. Tak sobie myślę, że skoro masz gorszy okres to powiem Ci, że nie nawalasz, bo to Ty masz się dobrze czuć pisząc, a my jako czytelnicy poczekamy na to aż znajdziesz czas, wenę i chęci. Niczym się nie przejmuj, wciąż tu będziemy :)

    OdpowiedzUsuń
  16. ja sobie poczekam ile trzeba ;*

    Vii.

    OdpowiedzUsuń