tekst

19 maja

Moje życie jest kompletnie pokręcone.

24 kwietnia 2013

26. Przeszłość zagradzająca drogę szczęściu


Dwudziesty pierwszy lutego chyba nie mógłby być piękniejszym dniem na zawarcie małżeństwa: wiatr leniwie przetaczał chmury po rażącym błękitem niebie rozświetlonym promieniami słońca, a temperatura jak na zawołanie podskoczyła o kilka stopni.
Formalna uroczystość w urzędzie miasta odbyła się bez zakłóceń i trwała krótko.
Kiedy Simone i Gordon siedzieli przed urzędnikiem, patrząc na siebie z prawdziwą miłością, miejsce i czas straciły jakiekolwiek znaczenie: nieważne, że ceremonia nie odbywała się w kościele, nieważne, że na zewnątrz i w budynku kręciło się pół tuzina ochroniarzy, nieważne, że tak naprawdę nie zmieniło to niczego istotnego w życiu Simone i Gordona – liczyła się tylko ta jedna, wspaniała, wyjątkowa chwila; moment, w którym oficjalnie, w świetle prawa – choć już wcześniej w oczach przyjaciół oraz rodziny – stali się mężem i żoną, wymieniając się prostymi obrączkami. Simone, wsuwając Gordonowi na serdeczny palec obrączkę, uśmiechnęła się promiennie przez łzy wzruszenia, a on pomyślał, że w życiu nie kochał nikogo mocniej i nigdy nie widział piękniejszej kobiety.
Po złożeniu podpisów na dokumentach państwo młodzi odwrócili się od stołu, uśmiechnięci, promienni i współobjęci. Opuścili salę w burzy spontanicznych, frenetycznych oklasków, by wraz z resztą gości udać się na kameralne przyjęcie do restauracji. Zatrzymali się dopiero przed samochodem, gdzie Gordon porwał świeżo poślubioną żonę w objęcia i – ku uciesze gości i ślubnego fotografa – pocałował ją gorąco.
Przyjęcie w Elbelandhaus wypadło cudownie. Goście wyglądali na ludzi, którzy bardzo miło spędzają czas. Nie wszystko może było tak wystawne, jak mogłoby być w jakimś ekskluzywnym hotelu, ale bijąca po oczach białością i niebieskością sala restauracyjna miała wiele uroku. Podobnie jak taras, z którego roztaczał się krajobraz na alejkę i wijącą się niczym ciemna wstęga Łabę. Simone była oczarowana pięknem powoli nadchodzącej wiosny. Jej usta pociągnięte delikatną szminką cały czas wygięte były w naturalnym, szerokim uśmiech; takim, który z powodzeniem mógłby ściągnąć wiosnę do Niemiec choćby i zaraz.
Byli tu wszyscy ważni dla Simone i Gordona: jego rodzice – Felix i Petra, siostra Simone – Angela oraz najbliżsi przyjaciele. Kiedy na salę wjechał trzypiętrowy tort, Angela niespodziewanie podniosła się z miejsca, uderzając łyżeczką w kieliszek. Odchrząknęła głośno, by zwrócić na siebie uwagę nieco zdziwionych gości i o wiele bardziej zdziwionych Simone i Gordona. Wcześniej ustalili, że przyjęcie jako forma podziękowania dla przybyłych gości odbędzie się bez przemów czy podniosłości, która na tej niezbyt typowej uroczystości nie była szczególnie pożądana. Zajmujący miejsca przy strategicznie rozstawionych stołach goście odwrócili głowy w stronę Angeli.
— Moi kochani — zwróciła się wyraźnie do młodszej siostry i jej męża. — Szanowni goście. Po tylu latach nareszcie doczekaliśmy się ślubu mojej kochanej młodszej siostry, Simone, i Gordona…
Ton głosu Angeli brzmiał nieco uszczypliwie, w co Simone nie mogła uwierzyć, jednak uśmiechała się lekko podczas przemowy siostry. Dziesięć minut później, jak zwykle udało jej się – niczym Pollyannie – odnaleźć pozytywną stronę sytuacji: Angela chciała naprawdę sprawić jej przyjemność i, co dziwniejsze, siostrze udało się to. Simone była Angeli ogromnie wdzięczna. Żałowała nawet lekko, że przemowa tak szybko zbliżała się ku końcowi. Teraz uśmiechała się autentycznie i jeszcze szerzej.
— Każdy związek ma swoje wzloty, upadki i skoki w boki… Dlatego życzę wam, żebyście lecieli wysoko, bo to, co najgorsze, chyba już minęło. Cieszcie się tym, co dopiero przed wami i czerpcie z tego garściami. A teraz wypijmy toast za szczęście naszej nie całkiem młodej pary, co by się szkło dłużej nie męczyło. Simone, Gordonie… — Podniosła pulchną dłoń z kieliszkiem; reszta gości uczyniła to samo, wstając. — Szczęścia i długich lat!
Przez salę przetoczyło się entuzjastyczne: „szęścia!”, „najlepszego!” oraz „długich lat!”.
W kącikach oczu Simone zalśniły łzy wzruszenia. Miała wrażenie, że wszystko było idealne i znajdowało się na swoim miejscu: miała kochanego męża, dwoje zdrowych, szczęśliwych dzieci i przyjaciół wokół. Pierwsze życzenie Angeli dla niemłodej pary już się spełniło.

*

— Przysięgam, że jeszcze rano próbował mnie zabić! Chciał przeprowadzić na mnie zamach za pomocą noża. Smarował kromkę chleba i patrzył na mnie tak, że normalnie… Werter! — Bill raptem przerwał swój wywód. Pies odskoczył z głośnym szczeknięciem. Bill wypuścił Wertera frontowymi drzwiami, po czym oparłszy się o nie, spojrzał na Michelle w oczekiwaniu na reakcję.
— Bill, wybacz, jeśli cię urażę — zaczęła spokojnie, próbując powstrzymać śmiech; czy to była prawdziwa natura Billa i zachowywał się tak nieświadomie, czy też z pełną premedytacją, byleby znaleźć się w centrum uwagi? — ale nie sądzisz, że za bardzo dramatyzujesz?
— No wiesz! Gdyby to było raz albo dwa, jak go wkurzyłem – wtedy to byłaby przesada. Tom zachowuje się tak od piątku! Co na mnie nie spojrzy, to mam wrażenie, że obmyśla plan zemsty. Poszczułem nawet ciotkę Werterem, ale na niewiele się to zdało — dodał teatralnym szeptem, uśmiechając się szeroko. Wspomnienie ciotki uciekającej przed psem w najbliższych dniach z pewnością będzie poprawiało mu humor. — Mogłabyś spróbować z nim porozmawiać? Wstawić się w moim imieniu albo…
Urwał nagle, gdy Tom zbiegł ze schodów z odpalonym papierosem.
Brunet stanął przed bliźniakiem i Michelle. Zmrużone gniewnie oczy zdradziły im, że słyszał fragment ich rozmowy.
— Chcesz coś jeszcze dodać, zanim ci przyłożę? — warknął przez zęby zaciśnięte na papierosie.
— Wiesz, palenie zabija — odparł tonem zabarwionym czymś na kształt uprzejmej nagany.
Tom w odpowiedzi parsknął stłumionym śmiechem. Ująwszy papierosa między palce, wypuścił z ust chmurę dymu.
— Dzięki za uświadomienie — mruknął z ironią, unosząc brew. — Nie miałem o tym zielonego pojęcia.
— Tom! — fuknęła Simone, wyłaniając się z salonu. — Tyle razy ci mówiłam, żebyś nie palił w domu.
— Ale, mamo… — Niczym nastolatek przyłapany na popalaniu w niedozwolonym miejscu, schował papierosa za plecami.
— Nie pyskuj matce! — odezwała się ciotka z salonu. Po chwili usłyszeli jej ciężkie kroki i pojawiła się za plecami siostry. Czerwoną, zalaną twarz Angeli wykrzywiał grymas niezadowolenia. Kobieta nadal była wściekła po ucieczce przed Werterem. — Co to za zachowanie?! Gdzie szacunek dla starszych ludzi? Znowu zaczynasz gwiazdorzyć?
— Jedźcie już lepiej, skoro i tak musicie. — To Gordon wyszedł z kuchni, niosąc filiżankę gorącej herbaty dla Angeli. — Inaczej zajedziecie do Berlina późno w nocy.
W przedpokoju nagle zrobiło się tłoczno. Tom i Bill wiedzieli, kogo należałoby się pozbyć: ciotki.
— Gordon ma rację — podłapał Bill, ożywiając się nagle. Wymienił z ojczymem porozumiewawcze spojrzenia. — Nie zamierzam kłaść się do łóżka po północy. Będę wyglądał jak zombie.
Michelle odniosła wrażenie, że Tom i Bill jak najszybciej chcą uciec z domu, byle z dala od ciotki. Nawet Gordon wyglądał, jakby żałował, że nie może zrobić tego samego.
Tom skinął ojczymowi na pożegnanie, ucałował matkę i szepnął jej na ucho słowa, których nikt w pomieszczeniu nie mógł dosłyszeć, rzucił ciotce krótkie „do widzenia”, po czym wyszedł, by tuż za drzwiami na uspokojenie zaciągnąć się nikotynowym dymem.
— Dobrze było znowu was zobaczyć — rzekła na pożegnanie Simone, przytulając kolejno Billa oraz Michelle i całując ich w policzki.
— Jeszcze lepiej było tu znów przyjechać. — Z ciepłym, szczerym uśmiechem Michelle wypuściła panią Kaulitz-Trümper z objęć, a na pożegnanie jeszcze uścisnęła jej dłonie w serdecznym geście.

Dla Michelle krótki pobyt w Loitsche stanowił nie tylko niesamowicie rodzinne przeżycie, ale zadziałał również jak balsam na nerwy. Wydawało jej się, że to był jeden z dłuższych weekendów w ciągu ostatnich miesięcy, za to jeden z przyjemniejszych i spokojniejszych. Z ciepłem na sercu i uśmiechem szczęśliwej Simone w pamięci była w stanie wrócić do Berlina i stawić czoła rzeczywistości.
Zanim wsiadła do Cadillaca, w którym czekał na nią Tom, zerknęła na dom. Dostrzegłszy wyglądającą przez okno Simone, pomachała jej. Otworzyła drzwiczki auta dopiero, kiedy sylwetka kobiety zniknęła.
— Nadal nie pogodziłeś się z Billem? — zagadnęła Toma, zapinając pas. Odgarnęła niesforny kosmyk włosów z czoła i posłała mężczyźnie wyczekujące spojrzenie, w którym kryło się również współczucie. Poznała genezę kłótni braci i choć całym sercem była z Tomem, bo to właśnie Bill postąpił nieodpowiednio, pragnęła, żeby doszli do porozumienia. Widziała, że napięta atmosfera źle wpływa na nich obu: Tom cały czas był poirytowany, a Bill autentycznie bał się, że Tomowi mogą puścić nerwy.
— Kazał ci przeprowadzić wywiad szpiegowski? — spytał cicho, jednak na tyle twardo, żeby dać Michelle do zrozumienia, że Bill chciał ją wykorzystać jako fortel do tej specyficznej zimnej wojny między nimi. — Bill jest jak wrzód na tyłku, ale… Tylko mu nie mów, bo wykorzysta to przeciwko mnie… Czasem mam ochotę go zatłuc, ale nie umiem się na niego zbyt długo gniewać. Nawet po tym, co zrobił ostatnio. — Zamrużył oczy, śledząc Billa, który właśnie wpakował Wertera do samochodu. — Jest egoistycznym dupkiem, ale to mój najlepszy przyjaciel. Bill to połowa mnie. Ta gorsza, ale integralna.
Audi ruszyło – samochód powoli wytoczył się przez bramę, a po chwili zniknął za zakrętem.
— Jesteście bliźniakami, to zrozumiałe. Tylko mógłbyś bardziej nad sobą panować. Bill skarżył mi się trochę…
— Nieważne — przerwał jej ostro. — Sam to z nim załatwię. Jedziemy.
Michelle złapała się na tym, że ani odrobinę nie gniewała się na Toma, choć powinna – choćby za podejrzenia Johannesa, a tym bardziej za pocałunek i późniejsze dość dziwne zachowanie. Nie potrafiła jednak być na niego zła. Nawet jeśli chciałaby w sobie ową złość wzbudzić – nie umiała. Wcale nie dlatego, że Tom peszył ją swoją obecnością, nieprzeniknionym spojrzeniem czy wręcz nonszalanckim zachowaniem. Była mu po prostu wdzięczna. Chociaż samo „wdzięczna” wydawało się zbyt proste i wyświechtane w kontekście ostatnich dni i tego, co Tom dla niej zrobił.
Droga do Berlina minęła im w zawrotnym tempie. Zanim Michelle zdążyła przyzwyczaić się do myśli, że zaraz będzie żegnała się z Tomem, Cadillac już zatrzymywał się przed blokiem, w którym mieszkała.
— Szybko zleciało, co? — rzucił luźno. — Odprowadzić cię na górę?

Chętnie zaprosiłaby Toma na górę na kawę, gdyby było wcześniej, lecz wiedziała, że czeka ją jutro męczący dzień. Postanowiła zatem pokazać, że nie jest dzieckiem, które wszędzie trzeba prowadzać za rączkę.
— Dzięki, dam radę wejść na pierwsze piętro bez asekuracji. Jestem już dużą dziewczynką — dodała z lekkim rozbawieniem, po czym momentalnie spoważniała: — Dziękuję za pomoc i cały ten weekend, Tom. Nie mam pojęcia, co bym bez ciebie zrobiła… Naprawdę nigdy ci tego nie zapomnę.
Odpiąwszy pas, sięgnęła po torbę leżącą na tylnym siedzeniu, po czym otworzyła drzwiczki Cadillaca.
— Do zobaczenia, Tom.
Miała wysiąść, ale Tom bez ostrzeżenia chwycił ją za łokieć. Zamarła z jedną nogą na chodniku. Zwróciła zastygłą w wyrazie zaskoczenia twarz ku Tomowi.
— Nie dostanę buzi na dobranoc?
Cofnęła się do środka, przymykając drzwiczki.
— Dobranoc — szepnęła miękko, po czym bez zastanowienia ucałowała bruneta w policzek.
Czuły i jakby przydługi pocałunek zapłonął na policzku Toma.
Obrócił głowę pewny, że trafi na parę ust, ale Michelle nagle się odsunęła. Nie była speszona, raczej zdawała się nieco poirytowana.
— No to na razie — pożegnał się z nieodgadnionym uśmiechem, kładąc obie dłonie na kierownicy. — Zmykaj już, mała, bo inaczej będę miał wyrzuty sumienia, że przeze mnie się nie wyspałaś.
Nie pożegnali się jakoś szczególnie: ot, sekundowa gra niepewnych spojrzeń i powstrzymywanych gestów. Tom niezobowiązująco wspomniał, że zadzwoni niebawem. Michelle nie spytała po co. Nie było przecież w tym nic złego, więc dlaczego nie?
Później, kiedy leżała już w łóżku, zamiast myśleć o Jo, rozmyślała trochę o Arianie, ale bardziej o Tomie, bo te myśli działały na nią kojąco. Zwłaszcza, że jakoś nie mogła nie uśmiechać się na widok kilku słów na ekranie komórki. Od Tom: Śpij dobrze, mała. Co gorsza odczuwała coś na kształt irytującego niedosytu. Tom ją pocałował, doprowadził niemal do białej gorączki, zostawił, kiedy wszystko się w niej gotowało, potem jakby nigdy nic zasnął, a następnego dnia udawał, że nic się nie stało. I jak miała po tym spojrzeć Johannesowi w twarz?

*

— Uch… Cześć, Jo — sapnęła do telefonu i poprawiając ciężką torbę na ramieniu, przyspieszyła kroku, dodając prędko: — Przepraszam za spóźnienie, musiałam zostać dłużej w pracy. Zaraz będę na miejscu.
Nawet jeżeli był poirytowany, to tym razem nie dał po sobie niczego poznać. W chwili, kiedy Johannes się rozłączył, Michelle już wraz z tłumem przechodniów przechodziła przez pasy i dostrzegła go przez wysoką szybę kawiarni. Siedział przy dwuosobowym stoliku tuż przy witrynie. Serce Michelle przyspieszyło, gdy tak patrzyła na niego i próbowała zebrać myśli, żeby zachować zimną krew. Przystanęła na chodniku, a tłum przerzedził się i wtedy Johannes również ją zauważył. Posłała mu niepewny, zawstydzony uśmiech, a on w odpowiedzi z kamiennym wyrazem twarzy wyprostował się na krześle. Czyżby czekała ją jeszcze trudniejsza przeprawa przez pretensje, niż przypuszczała?
Wziąwszy głęboki oddech, Michelle weszła do kawiarni.
Przywitała się z Johannesem krótkim buziakiem w policzek. Ucieszyła się, że nie odchylił się ani nie skrzywił. Przynajmniej wiedziała, że nie znajduje się na straconej pozycji od samego startu.
— Dobrze cię widzieć. — Uśmiechnęła się pewniej, zajmując miejsce na krześle naprzeciwko blondyna. Odwiesiła torbę na oparcie. — Jak minął ci weekend?
— Nie przyszedłem tutaj rozmawiać o moim weekendzie — mruknął znad filiżanki kawy. — Czekam na wyjaśnienia.
— Spotkaliśmy się tylko po to, żeby się pokłócić, serio? Na litość boską, Jo! Mówiłam ci już przez telefon, że z Tomem nic mnie nie łączy. Przecież mogłabym z łatwością skłamać, że weekend spędziłam u koleżanki, a Tom to jej chłopak czy brat. Powiedziałam ci prawdę. Okej, czuję do siebie wstręt, bo mój wyjazd mógł rzeczywiście nie wyglądać zupełnie niewinnie, ale przecież gdyby mi na tobie nie zależało, po prostu nie dzwoniłabym do ciebie ani nic z tych rzeczy. Taka odpowiedź cię zadowala?
— Nie, ale to w sumie bez znaczenia — odparł urażonym tonem, opierając łokcie o stolik. Posłał Michelle pochmurne spojrzenie spod zmarszczonych brwi.
— To znaczy? — W zamyśleniu przekrzywiła głowę,  mrużąc oczy. Co Johannesowi odbiło z tą całą sceną zazdrości?
— Nie mam pewności, czy nie kłamiesz.
Michelle jęknęła w duchu. Ze skruchą spojrzała na Johannesa. Nie chciała go oszukiwać, ale nie chciała go również stracić.
— Szkoda, że nie możesz mi zaufać — powiedziała odmienionym, trochę zbyt wysokim tonem. Miała nadzieję, że Jo nie zauważył drżenia jej głosu. Choć zazwyczaj umiała się maskować, tym razem chyba cały jej organizm dawał znać, że kłamała w sprawie Toma i minionego weekendu. — Na czym nasza znajomość ma się opierać, skoro nie jesteś w stanie uwierzyć moim zapewnieniom? Przykro mi, ale skoro i tak mamy zakończyć tę znajomość, lepiej zróbmy to teraz, póki nie znamy się za długo. — Wstała z miejsca, jakby trochę wbrew sobie. Z trudem zignorowała głos rozsądku krzyczący: siadaj, hipokrytko! — Trzymaj się.

*

Zaparkowany szary Nissan Almera nie wyróżniał się niczym spośród innych samochodów. Nie zwracał niczyjej uwagi, niemal wtapiał się w tło. I właśnie taki cel chciał osiągnąć Arian Berger, gdy wybierał to auto. Pół dnia przesiedział niedaleko hotelu, w którym pracowała Michelle, potem śledził ją w drodze z pracy i nawet tego nie spostrzegła.
W niedzielę Arian po raz pierwszy wyszedł z domu i tylko stracił czas. Michelle nie było ani w pracy, ani w szkole tańca, ani nie spotkała się z Leną. Sprawdził to. Dopiero w poniedziałek przyszła do pracy. A teraz siedząc w barze szybkiej obsługi po przeciwnej stronie ulicy, popijając lurowatą kawę i starając się nie zwracać na siebie zbędnej uwagi, obserwował Michelle rozmawiającą z facetem, z którym spotykała się od jakiegoś czasu. W pewnym momencie Michelle wstała z zamiarem zebrania się do wyjścia, a facet się nie ruszył. Czyżby się pokłócili? Cóż za przedstawienie, jakaż drama… Dla Ariana nawet rozrywkowe było obserwowanie Michelle, kiedy nie miała pojęcia, że niemal nie spuszcza z niej wzroku. Zanim Michelle zdążyła wyjść, postawny blondyn zagrodził jej drogę.
Zacisnął pięść na plastikowym kubku z kawą. Skrzywił się z bólu, nie zawracając sobie głowy ciepłym napojem, który rozlał się na blacie i zmoczył mu rękaw. Arian wciąż był nieco obolały, co nie pozwalało skupić się na niczym konkretnym. Tak naprawdę nie miało znaczenia dla niego tych kilka siniaków, poobijane żebra, rozwalony nos czy rozcięta warga. Liczyła się tylko zemsta i Michelle, która musiała ponieść konsekwencje. Naprawdę była tak naiwna i myślała, że para przerośniętych przygłupów będzie w stanie powstrzymać go przed czymkolwiek, przed byciem blisko niej? Dołożyła Arianowi tylko kolejny powód do zemsty. Nie zdawała sobie sprawy, że wraz z tym brutalnym jak na nią krokiem zdecydowała na coś, co w konsekwencji równało się z jeszcze większym niebezpieczeństwem. Ale Arian wiedział to wszystko. Wiedział, że Michelle nie bała się tak, jak kiedyś, choć powinna; oraz że w pobiciu go maczał palce facet, z którym się spotykała. Ten sam, który właśnie wychodził z Michelle z kawiarni, obejmując własność Ariana ramieniem. Za to Michelle też musiała zapłacić. Skoro nie chciała grać w jego grę, to tym bardziej nie będzie bawiła się z kimś innym. I nic nie mogło jej przed tym uchronić. Nawet by jej współczuł, gdyby nie fakt, że sama zgotowała sobie taki los. Postąpiła źle i musiała ponieść karę. Tylko ona była tu winna, nie on.
Nie on… Nie ktoś, kogo nie można opuścić. Ktoś, kto nie wybacza, ktoś pozbawiony skrupułów.
Nie on – przeszłość zagradzająca drogę jej szczęściu.

*

Johannesowi nie tylko przeszła złość, ale co więcej – z pełną premedytacją zapomniał o jakimś tam Tomie. Michelle wydawało się, że wszystko wróciło między nimi do normy.
— Jesteś może głodna? Moglibyśmy coś zjeść na mieście — zaproponował, otwierając Michelle drzwiczki grafitowej Hondy. Szatynka wsiadła posłusznie. Lubiła, gdy Johannes był taki, jak teraz. Znowu czuła się dobrze i pewnie w jego towarzystwie.
— Niezbyt — odparła, kiedy Jo wsiadł do samochodu od strony kierowcy i zapiąwszy pas, odpalił silnik — ale jeśli…
— Prawdę mówiąc, to i lepiej — wpadł Michelle w słowo. — Zarezerwowałem dla nas tor.
— Tor? — powtórzyła; w jej głosie zabrzmiała nuta zdziwienia.
— Zabieram cię na kręgle — uściślił wesołym tonem.
— Kiedy zdążyłeś zarezerwować tor? — wyrwało się Michelle, zanim ugryzła się w język. W zdziwieniu uniosła brwi, mierząc Johannesa zaciekawionym wzrokiem.
Wyjechali z parkingu prosto na ulicę.
Johannes uśmiechnął się tajemniczo pod nosem, nie spuszczając wzroku z jezdni.
— W sobotę. Było mi głupio, że tak ciebie… — zawahał się, przelotnie zerkając na Michelle — zaatakowałem. Za ten weekend, twojego kolegę i tak dalej, więc uznałem, że kiedy już się pogodzimy, możemy gdzieś razem wyskoczyć.
Poczuła, jak serce z ulgi trzepocze jej w klatce piersiowej. Parsknęła niepowstrzymanym śmiechem, natomiast Johannes zawtórował jej jedynie trochę szerszym uśmiechem.
— I tak po prostu pozwoliłeś mi odstawić tę durną scenkę? — oburzyła się lekko.
— Musiałem sprawdzić, czy ci zależy.
— Och, no wiesz! A gdybym powiedziała, że jednak cię zdradziłam? — spytała zaczepnym tonem, mrużąc powieki.
— Wtedy byśmy się rozstali — odparł całkiem poważnie.


Z odległości kilkudziesięciu metrów Arian nie mógł zobaczyć, co tamci robią wewnątrz auta. Prowadził nierówno, bardziej skupiony na śledzeniu auta, do którego wsiadła Michelle niż na trzymaniu się przepisów. Zjechał na pas obok, przyspieszył i wyminąwszy inny samochód, w ciągu kilku sekund zrównał się z prawej strony z Hondą.
Adrenalina skumulowała się w Arianie, przyspieszając tętno i rytm serca. Widząc przez szybę, jak Michelle beztrosko śmieje się ze słów blondyna, Arian ścisnął kierownicę aż do pobielenia knykci. Nie był jeszcze gotowy, ale nie mógł dłużej czekać. Jeżeli miał jej się odwdzięczyć, powinien zrobić to teraz, nie zwlekać ani sekundy. Michelle powinna zostać wreszcie ukarana.
Zdeterminowany, szarpnął kierownicą w lewo, wpadając bokiem na Hondę.


Przestraszona Michelle pisnęła, automatycznie łapiąc za pas bezpieczeństwa.
— Co jest?! — warknął Johannes, przenosząc wzrok na wsteczne lusterko.
Ze zgrozą stwierdził, że jakieś auto znowu zamierza w nich uderzyć. Zatrąbił, równocześnie dociskając pedał gazu. Honda niemal od razu przyspieszyła, wyprzedzając Nissana. Johannes ponownie spojrzał w lusterko, by przekonać się, że kierowca drugiego pojazdu także zwiększył prędkość. Co, u licha?!
— Samochód przed nami! Zwolnij! — krzyknęła Michelle; z ryzykowną prędkością zbliżali się do jadącego przed nimi auta.
Hondą zarzuciło po raz drugi, gdy Nissan Almera z odgłosem tłuczonego szkła świateł i zgrzytu metalu natarł na nią od tyłu.
— Trzymaj… się… — wycedził Johannes, starając się zachować zimną krew. Nie mógł odwrócić głowy, by ocenić sytuację, cała uwagę poświęcił drodze przed sobą.
Krzyk paniki uwiązł Michelle w gardle, kiedy Johannes z zawrotną prędkością wyprzedził trzy auta przed nimi i wrócił na pas. Obejrzała się. Szary Nissan wychynął zza krótkiego sznura aut. Nie mogła dostrzec kierowcy, ale zdrowy rozsądek i intuicja nie pozostawiały żadnych złudzeń…
— O Boże… — wyszeptała, jakby za chwilę miała stracić przytomność. Nie bała się – była śmiertelnie przerażona. — To Arian.
— Co to za świr?!
— Zjedź z głównej — rozkazała, z duszą na ramieniu oglądając się na niebezpiecznie szybko rosnącego w oczach Nissana.
— Co?
— Zjedź tam!
Wskazała ręką na zjazd po lewej stronie. Dwupasmowa ulica prowadziła między rzędami kamienic.
Dopiero wtedy zauważyli, że Johannes podjechał zbyt blisko samochodu z przodu, a Nissan za nimi zrobił to samo. Honda była zaklinowana. Johannesowi zostało zaledwie kilkanaście centymetrów na szybki manewr. Wiedział, że to nie wystarczy. Zatrąbił ponownie, z trudnością oderwawszy prawą dłoń od kierownicy, do której jakby przylgnęła na stałe. Podobna sytuacja nie wywarłaby na nim równie wielkiego wrażenia, gdyby był na służbie. Teraz jednak nie miał munduru, jechał prywatnym samochodem. I nie on gonił przestępcę – to go ścigano.
Auto przed nimi mignęło kierunkowskazem i zjechało na pas obok, pozostawiając drogę wolną.
— Siedzi nam na ogonie — zauważył Johannes, a Michelle znów obejrzała się do tyłu. Czy Arian chciał ich zabić?! Teraz, na ulicy, przy świadkach?! — Zatrzymam się gdzieś.
Michelle spojrzała na Johannesa z niedowierzaniem i przestrachem. Mięśnie twarzy mu stężały, między brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka, zaciśnięte usta świadczyły o zaciętości – mówił poważnie. Dotąd nie widziała go takiego zdeterminowanego i pewnego siebie.
Zanim zdążyła zorientować się w sytuacji na drodze, z jej ust wydobył się krzyk. Serce zabiło jej jak młotem. Odruchowo zamknęła oczy, kiedy Johannes ściął zakręt w prawo wprost na jednokierunkową ulicę. Gwałtownie przekręcając kierownicę, mocno przycisnął hamulec. Hondą zarzuciło, rozległ się pisk opon, a licznik z ponad stu kilometrów na godzinę w ułamkach sekundy wskazał na zero.
Johannes odetchnął z ulgą. Nissan zniknął: nie zdążył zboczyć z drogi i pojechał dalej.
— Co to miało znaczyć, do jasnej cholery?!
Poprzez szum w uszach Michelle usłyszała nerwowy głos Johannesa. Zakręciło jej się w głowie na myśl, co właśnie przeżyli. Biała jak papier jęknęła cicho; ściśnięte trwogą gardło nie pozwalało niczego powiedzieć. Jakby zza grubej ściany dobiegł ją ponownie męski głos.
Nie odpowiedziała, nie spojrzała na Johannesa.
W ostatniej chwili otworzyła drzwi Hondy i ciągnąc za sobą pas bezpieczeństwa, zwymiotowała wprost na asfalt.
 

28 komentarzy:

  1. Czeeeeeeeeeeeeeść :*
    Napiszę coś o ludzkiej porze, bo teraz trochę padam na pysk.

    Fajnie, że wróciłaś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie w ogóle nie ubolewam nad długością opisu ślubu, bo nigdy na żadnym nie byłam, wciąż mnie to nie interesuje, a to, co napisałaś bardzo mi odpowiada. Chociaż nie lubię Angeli i najchętniej wcisnęłabym jej łeb w ten tort, ewentualnie w inne, mniej przyjemne miejsce. : )

      Lubię Toma. Cóż za odkrycie... Chyba najbardziej odpowiada mi, gdy jest wkurwiony albo taki jak teraz, trochę szczery a trochę łobuzowaty. Jednak, mimo wszystko, nie miałabym nic przeciwko, gdyby Tom wpieprzył Billowi tak dla przykładu. ^^

      Oo, Jo ją rzuci po tym? Cóż, w każdym bądź razie mam taką nadzieję, bo czekam jak zacznie się dziać coś poważniejszego między Mich i Tomem, a nie jakiś tam Jo... ^^ I o dziwo podoba mi się, że Arian jest tak zdrowo pierdolnięty. Czekam na jego kolejne wybryki, hyhy.

      Kocham Cię :*

      Usuń
    2. Widzę, że nie tylko Angeli byś się chętnie pozbyła :P
      Ej no, ja dopiero zaczęłam Johannesa lubić, nie każ mi go od razu usuwać.
      A Tom... oj tam, oj tam. Michelle na niego nie zasługuje xD

      Usuń
  2. Jeeeej! Jak fajnie, że się pojawiła kolejny rozdział, nie mogłam się go doczekać :) Nawet nie wiem, jak się ucieszyłam, wchodząc na swojego bloggera i widząc powiadomienie :)

    Myślałam, że się coś ciekawego wydarzy między Michelle i Tomem, zanim wyjadą z powrotem do Berlina. Czekałam na jakiś pocałunek albo coś. Ale muszę przyznać, że i tak się cieszę, że się pojawili :)

    Świetnie opisałaś ślub. Nie za długo, ale też nie za krótko. Na tyle, żeby oddać charakter tego szczęśliwego dnia. Bardzo mi się to podobało.

    Ale akcja z tym Arianem! Haha! Tego się kompletnie nie spodziewałam! Wiedziałam, że będzie próbował jakoś się zemścić, ale sądziłam, że prędzej ją pobije albo coś takiego... A Jo jak sobie świetnie poradził! Ja na jego miejscu nie wiem, co bym zrobiła. Choć w końcu jest policjantem, powinien być przygotowany na wszystko :)

    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli publikacja 26 ucieszyła Cię przynajmniej w połowie tak bardzo jak mnie, to niezmiernie mi miło ^^
      Ślub i cały pobyt w Loitsche (w tym relacje na linii Michelle-Tom) ukróciłam celowo w tym odcinku. Nie chciałam, żeby przyćmiły wątek Ariana.
      Dzięki ;*

      Usuń
    2. Aaa no to w takim razie wybaczam, że było tak mało Toma i Michelle :)

      Usuń
    3. Ja trzymam za Ciebie kciuki baaardzo mocno! Aż mi zbielały, bo krew przestała płynąć :) Powodzenia!

      Usuń
    4. Już możesz puścić ;)
      Matma zdana, mogę odetchnąć ^^

      Usuń
  3. Nie no! Mam nadzieję, że nie będziesz nam kazała czekać na kolejny odcinek 3 miesiące. Nie zamieniaj się we mnie ; )
    Cieszę się bardzo, że w końcu dodałaś nowy odcinek.
    Uwielbiam twojego Toma. Nie wiem czy to pisałam, a jeśli tak, to się powtórzę. Stworzyłaś go takiego...prawdziwego. Ma swoje wady i zalety. Jednych może drażnić, a drudzy go kochają. Jest taki ciepły, że aż to namacalnie czuję, wiesz? Darzę go ogromną sympatią i gdzieś tam po cichu sobie marzę o takim Tomie w moim życiu.
    A Arian niech w końcu zniknie z życia Michelle! Skoro Jo jest policjantem (o ile dobrze pamiętam, wybacz, ale nie chce mi się sprawdzać, bo jestem dziś za leniwa)to niech w końcu się zajmie nim.
    Trzymam kciuki za twoją wenę!

    Tak wgl. to matury w tym roku masz ;>?

    Vi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie. Tylko nie kolejne 3 miesiące. Chyba by mnie szlag trafił.
      Dzięki za te słowa dotyczące Toma.
      Wątek Ariana będzie się jeszcze przez jakiś czas przewijał. Dobrze pamiętasz: Jo jest policjantem i odegra w sprawie Ariana dość znaczącą rolę, choć to będzie wyglądało chyba inaczej, niż Ci się wydaje ^^

      Ano maturę w tym roku mam. Zadziwia mnie Twoja pamięć xD Właśnie 26 napisałam i opublikowałam z powodu nauki do matur. Miałam już dosyć, czułam się przesycona wiedzą, otworzyłam Worda i napisałam wszystko „za jednym zamachem”. Zazwyczaj każdy odcinek trzymam co najmniej kilka dni w Wordzie, żeby go sprawdzić, poprawić, itd. a tym razem opublikowałam właściwie tuż po ukończeniu go. Ale to tak nawiasem mówiąc… Nie mogę się doczekać, aż matura będzie tylko wspomnieniem. Nigdy więcej matmy! :>

      <3

      Usuń
    2. A to trzymam kciuki za matury ; )! Matmo, zgiń, przepadnij. Jeszcze jeden rok z nią muszę wytrzymać...
      Także ten...po egzaminach niech cię natchnie ;D!

      Vi.

      Usuń
    3. Oby mnie natchnęło. Bo wraz z pamięcią dysku twardego opuściły mnie również wszelkie chęci.
      Jestem największym pechowcem na całej kuli ziemskiej -,-

      Usuń
  4. Nooo, no no :D widzę, że wdarł nam się tutaj fragment sporej akcji :D Bardzo ładnie opisane! Zresztą... co ja mam tutaj mówić? Arian to psychol, Tom jest <3 a ty masz bardzo piękny, książkowy styl pisania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli "książkowy" styl pisania to komplement (tak sądzę po przymiotniku "piękny"), to dziękuję, choć się nie zgadzam.
      Jeżeli natomiast użyłaś tego przymiotnika w sensie pejoratywnym, to nie dziękuję, jednak się zgadzam, chociaż chętnie usłyszałabym jakieś argumenty. Bo np. "Zmierzch" wydano w wersji papierowej, a według mnie stylu S. Meyer (nawet jeśli "książkowy") nie można uznać za dobry czy piękny ^^'

      Usuń
  5. mam nadzieję, że ci matma dobrze poszła ; )
    Vi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, dziękuję. Poszła całkiem nieźle. Zadania były dość proste, zrobiłam kilka głupich błędów, ale nie jest tragicznie :)

      Usuń
    2. 'dość proste'? boże, nienawidzę matmy, najgorsze zło świata. -.-'

      Usuń
    3. Były rozwiązywalne, tak powiem, o. xD Próbnej nie zaliczyłam (24%), a w majowej w zamkniętych zadaniach zrobiłam jakieś 4 błędy (w tym 2 z własnej głupoty), natomiast z otwartych nie zrobiłam tylko trzech zadań (co - jak na mnie - jest sukcesem samym w sobie). W pierwszy otwartym przez pośpiech zapomniałam wyłączyć liczbę spod pierwiastka i niestety dostanę tylko 1 punkt zamiast 2 (kolejny błąd wynikający z mojej głupoty). No ale ja, matematyczny matoł, stwierdzam, że tegoroczna matura z tego przedmiotu, była naprawdę prosta. Wam to dopiero dowalą! :P

      Usuń
  6. ej! weź mnie nie dobijaj ;c już czuję, że przyszły rok, to będzie ostry zapierdol, aż się nie mogę doczekać!
    +na twoim miejscu teraz wszystkie ważne rzeczy zaczęłabym zapisywać na jakimś internetowym dysku, żeby potem ich nie stracić, jak komputerowi coś odwali xd

    Viii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie daj im się! Spróbują Cię wykończyć (nie tylko nauczyciele - w ogóle wszyscy wokół). Już od września się zacznie: "niedługo matura, blablabla... matura za moment, a Ty nadal tego czy siamtego nie umiesz, blablabla...".
      Na razie wszystkie rzeczy ważniejsze zapisuję na pendrivie. Stałam się zapobiegliwa i nawet jeżeli znowu komputerowi coś odwali, jestem, że tak powiem, "zabezpieczona" :) Najgorsze jest to, że nie pamiętam tytułów ani autorów kilku ebooków, które miałam przeczytać i za cholerę nie mogę sobie ich przypomnieć :<

      Usuń
  7. Hej ;) znalazłam twoje opowiadanie całkiem przypadkiem, dziś przeczytałam wszystko, i już nie mogę doczekać się kolejnego postu. Jak najprędzej dodaj nowość. Twoje opowiadanie należy do jednych z najlepszych , które czytam.

    Pozdrawiam i czekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dziękuję! Cieszę się, że moje opowiadanie przypadło Ci do gustu :) Nowy post się pisze.
      Można wiedzieć, skąd tutaj trafiłaś przypadkiem? ;>

      Usuń
    2. Lubię czytać opowiadania o chłopkach z TH, zawsze lubiłam kiedyś nawet sama pisałam, pochwalę się.xd dlatego zawsze przeglądam jakieś stronki z tym związane i tak trafiłam na twój.;)
      I cieszę się, bo na prawdę to opowiadanie jest bardzo interesujące. Mało dziewczyn pisze jak ty, tak dokładnie, mądrze. To mi się podoba, a nie jakieś głupoty że bohaterka opowiadania poznaje Toma i od raz jedzie z nim w trasę i wielka miłość..bla bla bla. A tu jest całkiem inaczej, nie wszystko jest tak pięknie, musi się coś dziać, twoje opowiadanie jest takim które przez długi czas szukałam, na prawdę bardzo interesujące. Pisz, i nie rezygnuj nigdy z tego, bo masz talent.
      Czekam na kolejny post.
      Pozdrawiam.:)

      Usuń
    3. Będę podpisywać się tak -M. byś wiedziała kto komentuje.

      Czekam!

      Usuń
    4. Dzięki, odnotuję to w pamięci :)
      Zawsze lepiej mieć oględne pojęcie, z kim się rozmawia, niż zastanawiać się, który to anonim i czy ten sam co poprzednio ^^

      Usuń
  8. czekam, czekam, czekam! <3

    OdpowiedzUsuń