tekst

19 maja

Moje życie jest kompletnie pokręcone.

10 maja 2012

17. Razem – bez wstydu i lęku, bez rozsądku i sensu


Czterogwiazdkowy hotel Grimmingblick w Bad Mitterndorf był przytulny – już od recepcji ściany wydawały się obejmować nowych gości, a profesjonalna obsługa witała uśmiechami.
Podróż trwała kilka długich godzin, ale było warto. Przybywszy na miejsce, Simone i Gordon zameldowali się i zostawili bagaże w apartamencie; w międzyczasie Simone wykonała telefon do Toma. Okna apartamentu przedstawiały idealny krajobraz jak z widokówki: pofałdowane Alpy pokryte śniegiem. Natomiast w apartamencie znajdował się pokój dzienny oraz dwie sypialnie, chociaż zamierzali korzystać z jednej. Wszystkie pomieszczenia urządzono w ciepłych kolorach miedzi i brązu z dodatkiem bieli, która orzeźwiała wnętrza. Mieli do dyspozycji także dwie łazienki wyłożone żółtym marmurem.
Później skorzystali z kilku dodatkowych usług hotelu. Zaplanowali również odwiedzić stok następnego dnia. Nareszcie wieczorem, gdy hotel zdawał się przysypiać, odetchnęli i zyskali czas, który mogli poświęcić wyłącznie sobie.
W prostokątnym lustrze odbijała się wysoka, kobieca sylwetka owinięta białym płaszczem kąpielowym z emblematem hotelu. Simone uśmiechnęła się, ujrzawszy, jak Gordon również w hotelowym szlafroku podchodzi do niej od tyłu, mierzwiąc sobie czarne włosy. Odgarnął z twarzy narzeczonej kilka mokrych kosmyków, po czym oplatając ją w pasie, położył brodę na ramieniu. Wprawdzie musiał uważać na jej piersi, bo skarżyła się na bóle, a poza tym niewycięte guzki można było zobaczyć gołym okiem. Mimo to nic nie mąciło owego momentu. Było wręcz idealnie. Czuli się trochę jak para nastolatków na pierwszych wspólnych wakacjach. I tak też wyglądali, gdy Gordon spoglądając na odbicie orzechowych tęczówek, musnął ustami kark narzeczonej, na co zareagowała figlarnym uśmiechem.
— Czujesz się lepiej?
Kiwnęła głową, sięgając po leżący na marmurowym blacie nocny krem do twarzy. Nabrała kremu na palec i żartobliwie pacnęła Gordona w nos, zostawiając na nim białą smugę.
— Masz zamiar spełnić w Bad Mitterndorf wszystkie moje zachcianki? — spytała poważnym tonem, ale wesoły błysk w oczach zdradził, że nie ma nic przeciwko.
— Wszystkie. — Złożył pocałunek na jej policzku. — Cokolwiek zechcesz.
— Mam ich więcej niż tylko stolik w restauracji czy jazda na nartach…
— Mamy też dużo czasu, który mogę poświęcić, żeby je spełnić. Całe dziewięć, teraz już osiem dni. Bez dzieciaków — Gordon miał tendencję do nazywania Billa i Toma dziećmi, choć mieli już po dwadzieścia lat — bez psa. Żadnych obowiązków. Tylko my.
Ich spojrzenia odnalazły ten sam punkt na lustrzanej tafli. Simone obdarzyła narzeczonego radosnym uśmiechem, który jednak miał w sobie drobny wyraz smutku. Z westchnieniem odłożyła krem, po czym odwróciwszy się przodem do Gordona, musnęła jego usta swoimi. Pocałowali się, wkładając w ten pocałunek cały szacunek i miłość, jaką siebie darzyli. Mimo że już dawno minął czas, gdy zachowywali się niczym para gorących kochanków rodem z filmów, w ich związku nadal gościł romantyzm i oboje darzyli się czułością.
— Właśnie skazałeś się na pracę trwającą dwadzieścia cztery godziny siedem dni w tygodniu. Nie dam ci się uwolnić — powiedziała, uradowana.
— Mam taką nadzieję.
Naprawdę miał nadzieję, że każdą sekundę będzie mógł poświęcić dla niej i urzeczywistniać nawet najmniejsze jej marzenia. Simone już spełniła wszystkie jego – podarowała mu o wiele więcej, niż kiedykolwiek dostał od życia: dom i rodzinę. Pragnął więc odwdzięczać się tym samym. Od zawsze i do samego końca. A zwłaszcza teraz.

*

Dopiero gdy zjedli kolację, Michelle odzyskała równowagę ducha po telefonie do Ariana. Nie pytała, z jakiej okazji Tom przygotował tę kolację – po prostu podziękowała. Nie podejrzewała ze strony Toma jakichkolwiek podtekstów czy nieczystych zamiarów. Była przekonana, że zrobiło mu się jej żal. Musiałaby być naprawdę niewrażliwa i obojętna, by nie docenić jego starań. Tom widział, że ulegała nastrojowi, mimo to – najprawdopodobniej z powodu Ariana – karciła się za najmniejsze przejawy beztroski czy znikomej radości. W każdym razie wieczór spędzili w miłej atmosferze.
Później, kiedy Loitsche usnęło, zdecydowali się na wieczór filmowy. Tom z radością oraz zdumieniem przyjął wiadomość, że Michelle oprócz babskich romansów, tolerowała filmy wojenne, kino akcji, a nawet science fiction. W końcu zdecydowali się na obejrzenie najnowszej części Transformersów oraz „Obcy kontra Predator”.
— Co to za markotna mina? — zagadnął Tom z nieudawaną troską.
Podczas gdy on opierał się o jasną kuchenną szafkę i grzebał w paczce żelków, wybierając swoje ulubione smaki, Michelle przygotowywała popcorn dla nich obojga. Bez problemu dostrzegł, że wyraźnie posmutniała. Oprócz zmiany wyrazu twarzy nie umknęło jego uwadze również to, jak wcześniej wirowała po kuchni, zupełnie jak gdyby jej stopy tańczyły, kiedy krążyła od szafki do szafki; zatrzymała się dopiero przy kuchence, by podgrzać olej i wsypać ziarenka do głębokiej patelni. W charakterystyczny dla siebie sposób koniuszkiem języka trącając kolczyk w wardze, Tom śledził wzrokiem damską sylwetkę. Michelle nie była wysoka, ale miała ładne nogi, które wydawały się dość długie. Trzymała wyprostowane plecy i uniesioną głowę. Poza tym poruszała się z wrodzoną zgrabnością i gracją godną samej królowej. Zastanowił się, czy było tak od samego początku, czy może dopiero teraz zaczął dostrzegać szczegóły.
W ramach odpowiedzi musiało go usatysfakcjonować wzruszenie ramionami.
— Myślałem, że na dziś zamknęłaś już temat Ariana — zaczął w miarę łagodnym tonem. — Naprawdę jesteś taka naiwna czy po prostu…
— Głupia? — spytała bez złości, potrząsając patelnią. — Pewnie jestem, skoro cały czas o nim myślę.
— Więc może najwyższy czas przestać? — burknął. Prawie wyrwało mu się prychnięcie. Miał już dosyć tego gościa, Ariana, choć przecież nawet go nie znał.
— To nie takie proste, Tom. Nie przestaje się kogoś kochać dlatego, że zranił czy odszedł. Miłość nie znika bez śladu.
— Jeśli będziesz do wszystkiego w ten sposób podchodziła, to powodzenia — prychnął; nie potrafił się powstrzymać. — Teoretycznie nie jesteście ze sobą już od dwóch miesięcy. Nawet jeżeli zależy mu na tobie w jakiś sposób, to wyłącznie dlatego, że potrzebuje kogoś, kto będzie skakał wokół niego jak tresowany piesek. Ogarnij się, kobieto.
Tom nie rozumiał jej uczucia – mimo że wątlejszego to nadal istotnego – do Ariana.
— Masz rację. Jemu w ogóle na mnie nie zależy.
— No widzisz… — Włożył sobie do ust pomarańczowego żelka. — Nie mogłaś tak od razu?
— Najwidoczniej nie — odparła niefrasobliwym tonem, a potem zdobyła się na pytanie, na które odpowiedź utwierdziłaby ją w przekonaniu, że Tom zwyczajnie nie pojmuje owego fenomenu, jakim jest miłość: — Kochałeś kiedykolwiek, Tom? Tak szczerze, całym sobą?
Po kuchni rozniósł się smakowity zapach prażonej kukurydzy, a charakterystyczne strzelanie ziarenek na patelni ucichło, więc Michelle wyłączyła kuchenkę.
— Nie wiem. Ale bez tego też jestem w stanie cię zrozumieć. W końcu oboje zmagamy się z problemem tęsknoty i smutku — rzekł prosto, bez zbędnego dramatyzmu.
— To naturalne i zupełnie ludzkie. Szczególnie w twojej sytuacji. Też martwię się o twoją mamę, Tom.
— Tyle że ty przy okazji nie umiesz przestać myśleć o tym… — wypowiedź zapewne miała zakończyć się jakąś inwektywą, lecz Tom z wyłącznie sobie znanych powodów urwał, przeżuwając kolejnego żelka. — Ekhm, no…
Michelle spojrzała na Toma, a w jej oczach nie było nic, co wskazywałoby, że w sercu aż wrzało od sprzecznych emocji. Na domiar złego charakter nie ułatwiał jej walki z samą sobą. Miała beznadziejną skłonność do roztrząsania swych uczuć i samobiczowania się poczuciem winy. Poświęcała zbyt wiele czasu na smętne rozmyślanie, choć wpływało to na nią bardzo niekorzystnie, wręcz destrukcyjnie.
— Przepraszam, że na ciebie naskoczyłem. Powiedz mi, do czego właściwie jest on tobie tak bardzo potrzebny? — wyrwało mu się, chociaż niekoniecznie chciał znać odpowiedź na to pytanie.
Przekrzywiła głowę, lekko mrużąc oczy. Rozważała, czy być całkowicie szczerą, czy może lepiej pewne rzeczy zachować dla siebie. Po chwili wahania postawiła na szczerość. Ostatnio w jej życiu gościło zbyt wiele kłamstwa i niedopowiedzeń.
— Jest wiele powodów. Tych całkiem poważnych, które z pewnością znasz, jak i tych zupełnie błahych… Miło jest mieć kogoś, kto będzie czekał w domu po powrocie z pracy. Kogoś, z kim będę mogła się dzielić każdym aspektem życia, z kim będę mogła gdzieś wyjść albo dla kogo będę mogła po prostu zrobić coś miłego, na przykład zrobić dobrą kolację, jak ty dzisiaj. — W jej policzkach uformowały się urocze dołeczki, gdy Michelle uśmiechnęła się melancholijnie. Jasnozielone oczy roziskrzyły się radośnie. Nieważne, jak wiele zła wyrządził jej Arian – posiadała także miłe wspomnienia związane z nim. Przypomniała sobie o popcornie na patelni, której rączkę wciąż dzierżyła. Zabrała się za przesypywanie kukurydzy do czerwonej miski. — Bardziej zastanawia mnie, dlaczego niektórzy utrzymują, że niepotrzebna im do życia druga osoba. Przecież każdy człowiek został stworzony do kochania i bycia kochanym.
— Nie każdy. — Przeżuł żelka. — Może osoby, które po jednej porażce przestają wierzyć w te wszystkie banały, nie potrafią kochać? Stanowię najprostszy przykład. Do tej pory przeżyłem jeden „poważny” związek, ale nie mogę z czystym sumieniem przyznać, że naprawdę kochałem. Chyba nie umiałbym pokochać kobiety, która wymagałaby ode mnie większego zaangażowana niż zespół.
— Dlaczego? — zapytała niby od niechcenia, posypując popcorn solą.
— Bo nie wyobrażam sobie życia z kobietą, która próbowałaby mnie stłamsić lub zatrzymywać.
— Kochać to znaczy między innymi nie ograniczać drugiej osoby.
Właśnie dlatego uciekła od Ariana.
Podczas kolacji Tom uświadomił Michelle, że każda łza, pomyłka i błąd mogły uczynić ja silniejszą. Dzięki Tomowi spojrzała trzeźwo na wszystko, co zostawiła w Berlinie, i w pierwszym odruchu załamało ją własne przeraźliwie ograniczone myślenie, że bez Ariana nie będzie już niczego.
— Jesteś w ogóle zdolny do stałego związku czy specjalnie się tak usprawiedliwiasz? Co z tymi wszystkimi one night standami?
— Nie mam nikogo na stałe, więc dlaczego miałbym nie korzystać z okazji? — spytał z rozbrajającym uśmiechem. — Myślę, że mógłbym kiedyś stworzyć normalny związek. Po prostu na razie nie jestem gotowy na nic trwalszego. Moja ostatnia dziewczyna skutecznie mnie zniechęciła. — Przypomniał sobie Irmę, swoją pierwszą wielką miłość. Dawną, bo poznał ją dwa lata temu. Wytrzymali ze sobą ponad pół roku, przymierzali się nawet do wspólnego zamieszkania. Na początku bagatelizował fakt, że chciała mieć go na wyłączność. A później… Cóż, takiego końca się nie spodziewał. — Przeszkadzały mi ciągłe smsy i telefony z masą pytań z serii: gdzie i z kim jestem, co robię, czy o niej myślę, kiedy wrócę. Strzelała fochy, bo czasami byłem tak zmęczony koncertami i wywiadami, że nie odezwałem się do niej przez jeden czy dwa dni. Stawałem na głowie, żeby ją przeprosić, a ona udawała obrażoną księżniczkę. Na dłuższą metę ten związek nie miał prawa bytu. No, było, minęło. A ty, Michelle? Czego oczekujesz?
Pochłonięci rozmową zapomnieli o popcornie oraz czekających w salonie filmach. Takiego tematu dyskusji jeszcze nie podejmowali. Co więcej, tego dnia puściła jakaś tama. Zniknęła ostatnia dzieląca ich bariera. Rozmawiali swobodniej niż kiedykolwiek dotąd, niczym para bardzo dobrych przyjaciół.
— Po prostu miłości, powiedziałam ci już…
Spojrzał na nią, zabawnie przekrzywiając głowę. Spodziewał się, że może Michelle ma zamiar coś dodać, tylko zbiera myśli i słowa. Najwyraźniej jednak uznała temat za skończony.
Wyjęła z szafki dwie wysokie szklanki i znad nieznacznie uniesionych brwi posłała Tomowi pytające spojrzenie, które dostrzegł dopiero, gdy zadała mu pytanie; był zbyt zaabsorbowany pochłanianiem żelków w swojej ulubionej kolejności. Ze zgrozą odkrył, że w paczce zostało ich tyle, co nic.
— Dla ciebie cola, energy drink albo inne słodzone świństwo, tak?
Przytaknął i sam wyjął sobie z lodówki puszkę napoju energetyzującego, a po chwili zastanowienia nowe opakowanie żelków z szafki – w końcu mieli przed sobą obejrzenie trzech długich filmów, sam popcorn raczej nie wystarczy.
— Nie rozumiem, jakim cudem jesteś szczupły, skoro nie ćwiczysz, a wlewasz w siebie litrami te wszystkie słodzone napoje i pochłaniasz tyle słodyczy. Ale wiesz co? Z mięśni to ci mało co zostało. I jednak zaczynasz obrastać tłuszczykiem, o, tutaj — z przekomarzaniem dźgnęła go w brzuch.
Obruszył się, z niemą czcią przygładzając koszulkę.
— Jak to nie ćwiczę? Ćwiczę! Uprawiam sporty…
— Jakieś oprócz skoków po kanałach telewizyjnych? Chodzisz na siłownię albo… uprawiasz jogging?
Nie czekając na odpowiedź, z łatwością wyjęła mu z rąk puszkę wraz z żelkami i poderwała się do biegu. Bez zastanowienia, ot tak, dla zabawy, jak dziecko.
Wybiegając z kuchni, z szelestem pomachała Tomowi opakowaniem. Uznał to za zachętę, więc po prostu puścił się za nią w pogoń, by odzyskać utracony prowiant.
Uciekała po całym domu, w ogóle nie dając Tomowi szansy na złapanie. Śmiała się i piszczała, gdy ledwo udawało jej się umknąć.
— No proszę, wszystko wyszło na jaw. Nawet nie jesteś w stanie mnie dogonić! — zauważyła jakiś czas później triumfalnym tonem, w zwycięskiej pozie stojąc u szczytu schodów.
Na dole zziajany Tom trzymał się poręczy w połowie ich wysokości, próbując złapać głębszy oddech. Ze zgrozą przyznał, że rzeczywiście stracił kondycję. Będzie musiał to nadrobić.
— Kobieto, błagam… — stęknął. — Wykończysz mnie. Chodźmy oglądać film.
— A ja coś mam — zawołała śpiewnym tonem, otwierając paczuszkę żelków. — I nie oddam! — Wpakowała sobie jednego do ust i zacmokała z uznaniem. To nie mogło ujść jej płazem.
Tom dopadł Michelle dopiero w ciemnościach sypialni, gdzie wyrwał jej napoczętą paczkę żelków. Puszka z napojem energetyzującym wypadła z rąk Michelle, gdy Tom niechcący wpadł na Michelle, na co pisnęła poddańczo. Nawet w świetle wpadającego przez okno księżyca było widać rozwiane od pędu ciemnobrązowe włosy.
— Dziecinada. Po co to zrobiłaś? – wyjęczał, padając na wznak na łóżko. Jedną ręką przyciskał do piersi odzyskane żelki.
— Niech no pomyślę… Może bez jakiegoś szczególnego celu? Ewentualnie, żeby ci uświadomić, że ostatnio bardzo się rozleniwiłeś. Tyłek prawie przyrósł ci do kanapy.
— Sadystka!
— Nałogowiec!
Opadłszy na miejsce obok Toma, odtrąciła jego rękę zmierzającą po omacku do zawartości opakowania i poczęstowała się żelkiem, wydając pomruk zadowolenia.
— Właściwie moglibyśmy obejrzeć film tutaj. Jest wygodniej niż na kanapie.
Z rozbawieniem uznał to za dziwny zbieg okoliczności, że wylądowali akurat w sypialni na łóżku, nie na przykład na podłodze w łazience albo pod stołem w jadalni. To było tu – idealne miejsce, teraz – idealna pora oraz ona – idealna kobieta. Oboje byli dorosłymi, wolnymi ludźmi. Mogli robić, co im się żywnie podobało. Czegoś takiego dotąd nie zaznał. Zazwyczaj pociągały go kobiety dużo bardziej wyrafinowane, nie takie jak Michelle. Wiedział jednak, że kolejne urwane pocałunki to dla niego za mało. Tej nocy chciał jej całej albo w ogóle.
Nie była przygotowana na to, co wydarzyło się po chwili. Natomiast Tom zaskoczył siebie nie mniej niż ją, gdy zepchnąwszy z łóżka puszkę i odłożywszy na bok żelki, opadł jakoś tak bliżej jej ciała.
— Idealna.
— Hm?
— Jesteś idealna.
Michelle zakręciło się w głowie, gdy usłyszała te słowa. Dokładnie to samo uczucie towarzyszyło jej, kiedy ciepły oddech zaczął spacerować po jej szyi, a miękkie usta z zimnym, metalowym kolczykiem przysunąwszy się, powoli składały na odkrytym ramieniu subtelne pocałunki. Tom nie dał Michelle okazji do sprzeciwu, bo jego dłonie już ześlizgiwały się niebezpiecznie w dół. Zachłysnęła się powietrzem, kiedy męska dłoń wsunęła się między jej nogi, gładząc wewnętrzną stronę ud. Przez cienki, bawełniany materiał dokładnie czuła dotyk przyprawiający o ciepłe mrowienie.
— Chcesz tego?
Wahanie Michelle trwało zaledwie ułamki sekundy. Czy naprawdę chciała właśnie tego? Czy chciała, żeby Tom dotykał jej, jak mężczyzna dotyka kobietę? Czy chciała zaznać zwielokrotnionych gestów, otulić się cudzą pieszczotą, grzać się ciepłem czyjegoś ciała? I… przypomnieć sobie, że jest prawdziwą kobietą?
— Nie. — Odepchnęła rękę Toma, siadając. — Marny z ciebie dżentelmen, wiesz? I romantyk też… Nie dość, że nałogowiec, to jeszcze erotoman.
— Dżentelmenem i romantykiem będę później — odparł przekornym tonem.
— Okej, tylko powiedz kiedy, żebym mogła zauważyć.
Nie umiał powstrzymać uśmieszku.
— Nie będę nim zbyt często, więc się nie przyzwyczajaj.
— Akurat takie przyzwyczajenie mogłoby okazać się miłe.
— A takie…?
Musnął malinowe usta tak delikatnie, że gdyby Michelle nie dostrzegła w ciemności przybliżającej się twarzy, pewnie nawet by nie poczuła ust Toma.
— Ty na przykład całkiem miło przyzwyczaiłaś mnie do siebie i ciężko byłoby mi się odzwyczaić, gdybyś dziś wróciła do Berlina…
Zanim zorientował się, co robi, przyciągnął ją ku sobie i pocałował. Wpił się w miękkie usta – wpierw delikatnie, a zaraz potem mocno i zachłannie. Nie mógł tego zobaczyć, ale wyczuł, że Michelle zadrżała.
Szczerze zamierzała przerwać to wszystko. Naprawdę chciała zaprotestować, ale nie potrafiła obronić się przed Tomem. W bliskości jego ciała była jakaś nieodgadniona, obezwładniająca magia. A Michelle dawała się jej ponieść. Z całą pewnością odepchnęłaby Toma wczoraj i jeszcze dzisiaj rano, ale teraz… Teraz zdecydowanie nie. Czuła się zbyt zraniona przez Ariana, samotna i złakniona uczuć, żeby odtrącić Toma. Zmieszana własnymi czynami, przewróciła Toma na plecy i usiadła na nim okrakiem, oddając wcześniejsze pocałunki. Nie potrafiła sprecyzować własnych oczekiwań. Tak naprawdę pragnęła teraz poczuć się całkiem wolna, jakby to nie było jej ciało, jakby nigdy nie należało do niej ani nikogo innego, a zwłaszcza do Ariana. Porzuciła resztki kontroli, a w zamian niemal rozpaczliwie przylgnęła do Toma. Całowała go łapczywie, namiętnie, jakby żegnała się z kimś ważnym. Zupełnie straciła głowę.
Tom cały był pożądaniem. Wypełniony taką tęsknotą za kobiecym ciałem, że aż zaparło mu dech w piersiach, kiedy chude palce zacisnęły się na materiale jego koszulki, a Michelle przylgnęła do niego tak bardzo, że czuł przyspieszony rytm jej serca. W tamtym momencie pomyślał sobie, że chciałby mieć ją jeszcze bliżej. Położył dłonie na kształtnych pośladkach, przyciskając kobiece biodra do swojej miednicy. Michelle poprzez materiał wyczuła nabrzmiałe wybrzuszenie w spodniach Toma. Nie wiedziała, co było pierwsze: jej pragnienie czy jego manipulacja.
— Na pewno tego chcesz? — zapytał, kiedy zręcznie wysunąwszy się spod Michelle, pośpiesznie ściągnął przez głowę czarny t-shirt.
— Och, zamknij się — mruknęła jakby zniecierpliwiona i zamknęła Tomowi usta pocałunkiem, przebiegając chłodnymi dłońmi po gładkiej skórze – ten gest wywołał lekkie drżenie mięśni podbrzusza.
Tom pomógł Michelle pozbyć się sweterka, a gdy w końcu do leżącego gdzieś na podłodze t-shirtu dołączyła reszta ich garderoby, nic nie mogło ukryć jego reakcji na kobiecą nagość. Przez chwilę pochłaniał wzrokiem smukłą sylwetkę. Leżała przed nim idealna w swej nagości, a skąpana w księżycowej łunie skóra miała mlecznobiały odcień. Tom czuł, że przez ciało Michelle przelała się fala dreszczy, gdy zatonęła w jego ramionach. Malinowe usta otworzyły się, by westchnąć przeciągle, kiedy dłoń Toma spoczęła na piersi i zaraz zjechała na dół. Masochistycznie przeciągał wszystko, napawając się ciepłem i kształtami kobiecego ciała. Jakby miał nadzieję w tym czasie przekonać się, że to dzieje się naprawdę. Michelle odwzajemniała wszystkie te gesty. Jej chłodne dłonie tylko potęgowały doznania. Prowadzeni wspólną myślą, poczuli się wzajemnie z całą zaborczością spełniania własnych kaprysów. Ale kierowały nimi nie tylko niecierpliwe tęsknoty. Było to wyraźne pragnienie, przyciąganie, jakie czasami zdarza się między dwojgiem atrakcyjnych ludzi.
Całowali się, pieścili i poznawali swoje ciała w ciszy przerywanej coraz szybszymi oddechami. To milczenie było przepełnione erotyzmem, który nie potrzebował słów. Wystarczyła im cielesność i chwila zapomnienia; bez lęku, wstydu, ograniczeń, niedopowiedzeń. Niknące w ciemności spojrzenia wychwytywały wzajemne ruchy: dłonie prowadzone po skórze, usta składające pocałunki w najwrażliwszych punktach, łapczywe szarpnięcia serca i bezdech, po którym ciała rozbudzały się na nowo.
W pokoju rozległ się cichy szelest otwieranego opakowania prezerwatywy, którą Tom znalazł w biurku. Mężczyzna przywarł ustami do miękkich warg; łapczywiej i mocniej, jednocześnie tłumiąc głośny jęk, który wyrwał się z gardła Michelle, gdy wszedł w nią powoli i z wyczuciem. Odnalazła w jego ruchach powoli przyspieszające tempo, do którego udało jej się doskonale dostosować. Przywarła do umięśnionego ciała i zaciskając palce na barkach Toma, zachęcała, by nie przerywał. Obsypała pocałunkami umięśnione ramię, a przymknięte powieki miały wyraz nadchodzącego spełnienia. Wygięte w łuk, wprost ogłupiałe z rozkoszy ciało paliło Michelle, gdy ruch bioder przeszedł w znacznie mocniejszy, pełen namiętnego porywu. Oddychała płytko, odchylając głowę i zagryzając usta, by nie krzyknąć. Tom tonął w rytmie pożądania, zaspokajając Michelle tak, jak nigdy nawet nie ośmieliła się marzyć. Wziął ją całą. Właśnie tak go czuła – całą sobą, lecz było w tym akcie przedziwne oddanie. Tom nie tylko ją wziął, ale i dał coś siebie.
Michelle prawie wzbiła się nad ziemię, odrywając od zmysłów. Wraz z pierwszym pełnym oddechem bezwiednie zacisnęła dłonie na prześcieradle. Całkowicie uległe rytmicznym ruchom ciało zwiotczało, mimo to Michelle przylgnęła do Toma, który po chwili wydał z siebie ledwie stłumiony jęk osiągniętego apogeum. Poruszał się w niej jeszcze przez chwilę, łagodnie i czule, wodząc dłońmi po idealnych kształtach piersi, talii i obejmujących go w pasie ud. Z zamkniętymi oczyma Michelle leniwie gładziła warkoczyki, napięte plecy i wyrzeźbioną klatkę piersiową, sprawiając, że Tom zapragnął jej raz jeszcze.
Poczuła na ustach gorący pocałunek, który odwzajemniła. Nie otwierając oczu, cierpliwie czekała, aż uścisk męskich ramion zelżeje. Zaczęło docierać do niej, co właśnie zrobiła. Co Tom jej zrobił. Zawładnął nią, uwiódł jej ciało i umysł. Wiedział, w jaki sposób dać kobiecie przyjemność, aby otrzymać to samo w zamian.
Sięgnąwszy po skołtunioną w nogach łóżka kołdrę, Tom otulił ich stygnące w ciszy ciała. Delikatnie chwycił podbródek Michelle, próbując nakierować na siebie jej spojrzenie.
— Chyba zwariowałam, że wylądowałam z tobą w jednym łóżku — mruknęła z wyraźną pretensją w głosie; trochę za późno. — To było głupie i nieodpowiedzialne z mojej strony.
Zabrzmiało to wręcz paradoksalnie. Michelle nie miała zamiaru zostać kolejną jednonocną przygodą Toma Kaulitza. Co ją tak omotało?
— Co wieczór w nim lądujemy — zauważył Tom. Czuła, jak jego gardło drgało, gdy mówił nieco zmienionym, zachrypniętym głosem. — Przecież świat nie zawali się dlatego, że przespaliśmy się ze sobą.
Dla niego sprawa była prosta: uprawiali seks i było im dobrze. Ba, było wspaniale. Mogą to nawet powtórzyć, jeśli zechcą. I to wszystko.
— Poza tym — kontynuowała, przybierając nieszczęśliwą minę, której Tom na szczęście nie zobaczył; poczuła nagle złość na samą siebie, a nawet trochę na niego — to nie w porządku…
— Co jest nie w porządku? Seks?
— Nie w porządku wobec ciebie i mnie. Chociażby ze względu na wzajemny szacunek nie powinniśmy byli…
Nie dokończyła, ponieważ Tom sprytnie uciszył Michelle pocałunkiem. Gdy oderwał się od jej ust, uniosła powieki, przenikając wzrokiem ciemność. Jego dłonie powoli wędrowały po nagim ciele, a w każdym geście kryło się pytanie, które doskonale rozumiała. Najgorsze było chyba to, że odpowiedź na nie stanowiła zaprzeczenie wszelkich wartości, które wyznawała, jak choćby wierność. Teraz jednak nie musiała być wierna Arianowi, a jedynie samej sobie.
Tak jak wcześniej, bez słowa dali się ponieść namiętności. Znali już mapy swych ciał, nie tracili czasu na wzajemne poznawanie. W pewnym momencie Tom zaczął szeptać, jak miękko i ładnie pachnie jej skóra. Michelle przyjęła to stwierdzenie ze zdziwionym uśmiechem, a Tom bez zażenowania zapytał, czy mógłby przekonać się, czy równie miękko i ładnie smakuje.
Ujęci pragnieniami, pozwolili sobie nawet na odrobinę wyuzdania. Wszystko działo się w nich bez rozsądku, sensu, logiki, jakichkolwiek zahamowań. Kochali się znowu i tym razem było im jeszcze lepiej.

Wtedy po raz pierwszy ich świat zawirował, a oni wirowali razem z nim. Wszystko poruszało się coraz szybciej, jakby poszczególne trybiki pracowały na pełnych obrotach.
Łatwość, z jaką przyszła im rozmowa.
Delikatność, z jaką obdarowali się pieszczotami.
Błogość i spełnienie, jakie wtedy przy sobie czuli.
Pocałunek. Początkowo subtelny, czuły, niespieszny. A gdy w końcu Michelle zaprzeczyła sobie i zamierzchłym deklaracjom, dotknęli nieba. Razem.

1 komentarz:

  1. Jeeeeeeeeeeezu, ale to było faajne! *_*
    Całkiem inteligentny komentarz jak na 18latkę. Ale mniejsza.
    Nie wiem, co powiedzieć Ci nowego, bo co nieco mi wysyłałaś i już wtedy mordka cieszyła mi się do ekranu. Boże, wyjdę na erotomankę jak Tom xD. Ale naprawdę mi się podobało, jak Ci mówiłam. Że dokładnie, powolutku, a nie rach-ciach i po sprawie. No i że było tak czule, mhmmm, uwielbiam takie momenty, no. xD
    A najbardziej podoba mi się ostatnie zdanie "A gdy w końcu ona zaprzeczyła sobie i zamierzchłym deklaracjom. dotknęli nieba. Razem" piękne!

    No, buzi-buzi. :*

    OdpowiedzUsuń