Gustav
próbował odeprzeć natrętne ataki snu, podpierając głowę o rękę. Co jakiś czas
przyłapywał się na tym, że jego twarz znajdowała się niebezpiecznie blisko
klawiatury laptopa. Ocknął się, gdy po raz kolejny nosem nacisnął przypadkowy
klawisz.
Nie
mógł zasnąć w momencie, kiedy Mad. Force sprawiała nieodparte wrażenie, jakby
potrzebowała rozmowy. A przynajmniej on takie wrażenie odnosił.
Niewidzialny88:
Chyba się dziś nie dogadamy… Co się dzieje?
Mad. Force:
Przepraszam cię
najmocniej. Wszystko jest w porządku, tylko…
Urwała
odpowiedź, a z kąta ekranu zniknął mały pisak świadczący, że Mad. Force właśnie
pisała wiadomość. Od kiedy znów pojawiła się online, Gustavowi wydawało się, że
nie mogła sformułować jasno myśli bądź też znaleźć odpowiednich słów.
Niewidzialny88:
Tylko co?
Mad. Force:
Tylko to, że to
dziwne, iż współcześnie każdy nosi maskę. No bo… dlaczego nie możemy być sobą,
skoro nie chcemy być kimś innym? Co prawda wszystko jest w porządku, kiedy mam
przy sobie kogoś, kto mnie akceptuje. Wtedy jestem sobą i naprawdę się
uśmiecham, wiesz? Zdarza, że nawet się śmieję, choć może mój śmiech brzmi
sztucznie, jak wszystko co mnie otacza. Chociaż coraz częściej podejrzewam, że
najwięcej sztuczności mam w sobie ja.
Niewidzialny88:
Prawdziwe Ja – to kim jesteś, a nie to, co z ciebie uczyniono.1
Prawdziwe Ja – to kim jesteś, a nie to, co z ciebie uczyniono.1
Mad. Force:
Też czytuję
książki Coelho.
Niewidzialny88:
Nie próbuj
zmieniać tematu. Powiedz, co cię gnębi.
Mad. Force:
Za mało o mnie
wiesz, żeby ci to wszystko tłumaczyć.
Niewidzialny88:
W takim razie opowiedz mi o sobie.
W takim razie opowiedz mi o sobie.
Mad. Force:
A dlaczego to ty
nie opowiesz mi o sobie?
Zanim Gustav zdążył odpisać, w
okienku rozmowy pojawił się kolejny komunikat.
Mad. Force:
<użytkownik wylogował się>
Wraz
z ukazaniem się tego napisu nabrał prawie całkowitej pewności, że nie tylko on
wolał pozostać w pewnej części anonimowy.
*
Kolejny
wieczór wybuchł w miejskim hałasie milionem gwiazd, smakował papierosami i
pachniał złymi decyzjami.
Tom
stał w cieniu kasztanowca na szerokim tarasie, wsłuchując się w odgłosy ulicy.
Gęsto posadzone drzewa nie do końca niwelowały miejskie odgłosy – jedną z
niewielu wad mieszkania w centrum Berlina.
Leniwie
obrócił pomiędzy palcami czwartego już, wypalonego do połowy papierosa, który –
w założeniu – miał poprawić niemrawy i ociężały humor, a w praktyce jedynie
zniszczył postanowienie o rzuceniu palenia. Dawka nikotyny działała na Toma
kojąco. Jeszcze raz zaciągnął się papierosem i poczuł, jak razem z szarym dymem
ulatniają się nerwy oraz stres. Wszystkie negatywne emocje, których chciał w
sobie zadusić nikotyną, upewniały go w przekonaniu, że jego życie od niedawna
stało się pasmem udręk, przeplatanym lekkimi wzlotami i ciężkimi upadkami. Ich
geneza była prosta: złe decyzje i nietrafione wybory.
Dopiero
gdy jego kłamstwo urzeczywistniło się, a inni mu uwierzyli – poczuł się
zmieszany i niepewny. Wiedział, że tak nie wypada. Choć rozsądek mówił jedno,
serce przekrzykiwało to z ogromną pewnością. Tom był na siebie wściekły za to,
że nie potrafił cierpieć w milczeniu, a zamiast tego postanowił uszczęśliwić
własną matkę w najgorszy możliwy sposób – kłamstwem. Żałował, że w ostatniej
chwili serce pokonało rozsądek. Teraz czuł, jakby robił to wbrew sobie. Nie
potrafił odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście wymyślona ukochana była
dobrym pomysłem i czy jego pobyt w Loitsche będzie dzięki temu znaczył więcej
dla Simone. W gorsze bagno już chyba nie mógł się wpakować.
Niedbale
zgasiwszy papierosa w popielniczce, przeszedł przez oszklone, rozsuwane drzwi
do wnętrza apartamentu.
Jakby
ogarnięty nagłą słabością, z przeciągłym westchnięciem opadł na skórzaną kanapę
w salonie. Ułożył nogi na szklanym blacie. Uczynił to szybko i energicznie, aż
stolik zabrzęczał, jakby miał przełamać się na pół.
Dopiero
wtedy Bill zwrócił uwagę na Toma. Po raz pierwszy od pół godziny oderwał wzrok
od telewizora. Posłał bratu niechętne, znudzone spojrzenie, po czym przełączył
kanał w telewizji. Tom otworzył usta, by coś powiedzieć, ale tylko pokręcił głową.
Starał się skupić całą uwagę na reklamie, która zachęcała – już teraz, w
drugiej połowie października – do kupna prezentów gwiazdkowych.
—
Z tego Świętego Mikołaja to oszust i kanalia, co nie? — zagadnął Bill, z
mściwym wyrazem twarzy naciskając guziki pilota wycelowanego w plazmowy
telewizor. Wydawało się, iż miał nadzieję, że takim sposobem zamorduje ubranego
w czerwony strój grubasa śmiejącego się grubym głosem i trzęsącego okrągłym
brzuszyskiem. Obraz Mikołaja z reklamy zniknął, a jego miejsce zastąpił program
muzyczny. — Rozumiesz, co mam na myśli?
Tom
nawet nie spuścił wzroku z ekranu telewizora. W odpowiedzi obojętnie wzruszył
ramionami. Zabrzmiałoby to co najmniej nieuprzejmie, gdyby odpowiedział, że nie
wie, co bliźniak ma na myśli ani nie chce tego wiedzieć. Ostatecznie mruknął
coś zachęcająco pod nosem.
—
Spójrz na to obiektywnie: przez ostatnich kilka miesięcy byłem grzeczny, miły i
słodki aż do obrzydzenia. Jak aniołek. Ba, jak cała horda aniołków. Po długim
zastanowieniu i analizowaniu wszystkiego doszedłem jednak do wniosku, że Święty
w tym roku więcej mi zabrał, niż dał…
—
Skończ — przerwał. Znał Billa na tyle dobrze, żeby wiedzieć, iż całość skończy
się nudnym monologiem. Miał na głowie ważniejsze sprawy niż absurdalne żale
bliźniaka.
—
Nie, nie, nie…! Cicho, słuchaj mnie — nakazał tonem nieznoszącym sprzeciwu. —
Tom, ty mnie słuchasz czy ty mnie nie słuchasz? — zapytał, nie zauważywszy
żadnej reakcji ze strony brata. Zamachał ręką przed jego twarzą, a gdy ten
wychylił się, żeby widzieć ekran telewizora, uznał, że Tom jednak ma świadomość
jego obecności. — Dobra, nieważne… Mama jest chora. Nadal nie potrafię w to
uwierzyć ani się z tym pogodzić. W dodatku straciłem niedawno dziewczynę, bo
chciała się ze mną przyjaźnić, i przyjaciółkę, bo chciałem się z nią przespać,
a ona nadal chciała się ze mną przyjaźnić, a ja od zawsze byłem lojalny
zasadzie, że z przyjaciółmi się nie sypia. Nie da się tego pogodzić, dlatego obie
musiały pójść w odstawkę. Za tą pierwszą nawet tęsknię, ale przecież nie
zadzwonię do niej i nie powiem, że znów chcę z nią być. Druga mnie olewa… Do
tego tracę zdrowie psychiczne, bo z tobą ostatnio można zwariować. I jeszcze
jakąkolwiek trzeźwość umysłu, bo chciałbym się znowu zakochać. Koniecznie na
zabój, koniecznie wzajemnie i koniecznie szczęśliwie. Tak jak ty. Zazdroszczę
ci, że masz dziewczynę… Nie wiem tylko, dlaczego tak długo to ukrywałeś.
Rozumiem, że nie chciałeś, aby poznała Georga i Gustava czy nawet mnie, bo
szkoda narażać ją na traumę, ale żeby tak spotykać się po kryjomu? — Ilość
słów, które Bill był w stanie wypowiedzieć w ciągu niespełna minuty, zadziwiła
nawet Toma. — Powiedz prawdę. Wstydziłeś się czy jak? A może ona jest jakaś
brzydka? I właściwie to kiedy ją wszyscy poznamy? I jak ona ma imię, hę? Póki
co wiemy tylko, że jest dziewczyną. I że ma trochę nierówno pod sufitem, skoro
jest z tobą. I że musi być ładna, skoro zawróciła ci w głowie. I… Tak, to
wszystko.
Tom
wstrzymał się z odpowiedzią kilka sekund, żeby upewnić się, że Bill nie ma
niczego więcej do dodania.
—
Widzisz, Bill, bo ja… — nagle urwał i pochylił się do przodu. Teraz Bill
widział tylko tył dużej koszulki oraz związane w kucyk dredy, które z karku
przedostały się na bark, kiedy Tom przechylił głowę. — Myślę, że polubicie
Michelle. — Uśmiechnął się półgębkiem, gdy jego myśli ukształtowały się w
delikatne rysy twarzy pewnej szatynki. To musiała być ona. Nikt inny.
Nie
zdawał sobie sprawy, jak wiele w tym kłamstwie odnajdzie, jak wiele ukryje i
jak wiele utraci.
*
Ich
znajomości brakowało kilku istotnych kawałków. Na myśl przywodziła domek z kart
– jedno dmuchnięcie, niewłaściwy ruch i… trach! Wszystko zniknie.
Gustav
nie pojmował jednego: dlaczego będąc w zasadzie nieznaną mu osobą, jak nikt
inny sprawiała samą rozmową, że miał ochotę żyć bardziej niż zazwyczaj i budził
się z uśmiechem na ustach?
Dopiero wieczorem główny temat rozważań Gustava za i przeciw stał się dostępny online.
Dopiero wieczorem główny temat rozważań Gustava za i przeciw stał się dostępny online.
Niewidzialny88:
Zdefiniuj słowo „zniknięcie”.
Zdefiniuj słowo „zniknięcie”.
Mad. Force:
Uciekłam bez słowa,
wiem. Wkurzyłam się. Do czego zmierzasz?
Niewidzialny88:
A słowo
„przyjaźń”?
Mad. Force:
Zrozumienie i
bliskość. Taka, kiedy żyje się razem, nie różni się za bardzo, bo różnice
jednak bolą…
Niewidzialny88:
Co Ty na to, aby sprawdzić, czy jesteśmy w stanie zbudować coś takiego?
Co Ty na to, aby sprawdzić, czy jesteśmy w stanie zbudować coś takiego?
Mad. Force:
Oooch, czyżby Pan
Niewidzialny uznał, że nie jest już stworzony z ektoplazmy i zdecydował się
ujawnić swoje prawdziwe „ja” poprzez spotkanie?
Niewidzialny88:
Można tak to określić... Co o tym sądzisz?
Można tak to określić... Co o tym sądzisz?
Kilkanaście
przeklętych sekund w oczekiwaniu na odpowiedź wlokło się niemiłosiernie. Serce,
które – Gustav mógłby przysiąc – jakimś cudem przedostało się do żołądka,
zaczęło bić szybciej, doprowadzając do odrobinę przyspieszonego pulsu. Jeszcze
kilka tygodni temu Mad. Force zdawała się być zanadto nieosiągalna, by tak po
prostu móc ujrzeć ją w rzeczywistym świecie, a teraz…
Mad. Force:
Nie widzę
przeszkód. Jeśli jednak okażesz się podstarzałym, łysiejącym facetem, który
przez Internet umawia się na spotkania z niczego nieświadomymi, bezbronnymi
siedemnastolatkami, to wtedy – ostrzegam – będę zmuszona użyć Tessaigi.
Gustav
uśmiechnął się do ekranu. Spadł z niego dziwny ciężar, w miejsce którego pojawiło
się swoiste odprężenie.
Niewidzialny88:
Kiedy i gdzie?
Kiedy i gdzie?
Poczucie,
że akurat teraz musi podjąć istotną dla ich znajomości decyzję, wcale go nie
rozpogadzało. Przecież podejmowanie ważnych decyzji jest trudne, zwłaszcza gdy
pod każdym wyborem kryje się wiele wątpliwości.
1 „Prawdziwe
Ja – to kim jesteś, a nie to, co z Ciebie uczyniono” —P. Coelho Weronika postanawia umrzeć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz